Trzy służby postawiło w nocy na nogi wezwanie do mężczyzny, który - według dzwoniącego - miał podciąć sobie żyły.
Jeden z uczestników libacji na gdańskiej Oruni najwyraźniej nie bawił się dość dobrze - postanowił bowiem dodać dramatyzmu wydarzeniom i o 3 w nocy zadzwonił na Pogotowie Ratunkowe. Dyspozytora powiadomił, ze jego kolega chce popełnić samobójstwo i podciął sobie żyły.
Na ratunek potencjalnemu samobójcy ruszyli ratownicy razem z policją. Ponieważ pod wskazanym adresem nikt nie otwierał drzwi, do dwóch służb na miejscu dołączyli wkrótce strażacy wezwani przez policję. Kiedy próbowali dostać się do domu przez okno - jeden z domowników otworzył drzwi.
Samobójcy nie odnaleziono - musiano więc poszukać winnego zamieszania, którym okazał się 26-letni
Adam M. Najwyraźniej opuściła go odwaga, ponieważ próbował schować się w toalecie.
Okazało się, że w mieszkaniu brak wprawdzie potencjalnego samobójcy, za to ostro się popija. To że pili 36-letni
Norbert W. i 43-letnia
Barbara P. nie powinno nikogo oburzyć, natomiast to, że w pokoju obok butelką po piwie bawiła się 4-letnia dziewczynka moze już budzić sprzeciw.
Zatrzymani byli pijani - kobieta miała ponad 2,6 promila, Norbert W. miał ponad 2,2 w wydychanym powietrzu, a Adam M. ponad promil.
Wszyscy uczestnicy libacji zostali przewiezieni do Izby Wytrzeźwień, a dziewczynką zaopiekowała się babcia. Adam M. odpowie za bezpodstawne wezwanie pogotowia, a rodzice dziewczynki za rażące naruszenie swoich obowiązków. O sytuacji dziecka powiadomiony został Sąd Rodzinny.