• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Są klienci, nie ma kucharzy

Mikołaj Chrzan
12 października 2006 (artykuł sprzed 17 lat) 
Coraz więcej pieniędzy wydajemy w restauracjach i pubach - wynika z badań gdańskiego Urzędu Statystycznego. Przed rokiem zostawiliśmy w pomorskich lokalach gastronomicznych o jedną piątą więcej niż dwa lata temu.

Gastronomia jest jednym z szybciej rozwijających się sektorów naszej gospodarki. GUS uwzględnił w badaniach zarówno popularną restaurację w Sopocie, jak i mały bar w Kościerzynie. Wynika z nich, że średni roczny utarg lokalu gastronomicznego w naszym województwie wynosi ponad pół miliona złotych.

- Wyniki za ten rok powinny być jeszcze lepsze - uważa Tomasz Wróblewski, współwłaściciel gdańskiego pubu Stacja de Luxe i restauracji Zeppelin. - Widać to choćby po wzroście liczby odwiedzających Trójmiasto turystów.

Na to, że ludzie coraz częściej jedzą i piją w knajpach, wpływ ma także wzrost pensji. Przeciętny mieszkaniec Pomorza w sierpniu zarobił 2690 zł brutto, czyli 200 złotych więcej niż rok wcześniej.

Restauratorzy powinni więc zacierać ręce z radości. Okazuje się jednak, że mają inne kłopoty. - Problemem są ludzie, a właściwie ich brak - mówi Arkadiusz Hronowski, który prowadzi znany sopocki lokal Spatif. - Chodzi głównie o personel strategiczny każdego lokalu, czyli o wykwalifikowanych kucharzy i barmanów. W Spatifie mamy komplet, ale przygotowując się do otwarcia nowego lokalu, wiem, że będę miał z tym ogromny problem.

Te słowa znajdują potwierdzenie w statystykach. Popyt na kucharzy, pomoce kuchenne i kelnerów rośnie z roku na rok. W 2004 r. Wojewódzki Urząd Pracy w Gdańsku miał oferty zatrudnienia dla 820 kucharzy, 668 pomocy kuchennych i 466 kelnerów. Przed rokiem na kucharzy czekało już 1050 ofert, na pomoc kuchenną - 842, a na kelnerów - 654. Etaty dla takich pracowników są dostępne zaraz, wystarczy tylko pójść do dowolnego pomorskiego pośredniaka.

- A to i tak tylko wierzchołek góry lodowej, bo poszukiwanie ludzi do pracy w gastronomii przez urzędy pracy to wyraz największej bezsilności - dodaje Tomasz Puchalski, wspólnik Wróblewskiego.

55-letni Andrzej Wiśniewski niedawno zakończył z tego powodu swoją przygodę z gastronomią. Przez pięć lat prowadził w Gdańsku średniej wielkości bar. Teraz go wydzierżawił. - Dlaczego? Ciągłe kłopoty z pracownikami. Albo totalne fajtłapy, albo kradną, albo popracowali miesiąc i mówili: "do widzenia, lecę do Anglii". Ja mam jeszcze inne biznesy, nie miałem na to siły - tłumaczy.

Teraz stara się nie oglądać telewizyjnych wiadomości. - Ile razy widzę polityków mówiących, że w Polsce mamy problem bezrobocia, to szlag mnie trafia. Zamiast mądrzyć się przed kamerami, niech dadzą ogłoszenie, że szukają ludzi do pracy. Zobaczą, jak wygląda to polskie bezrobocie - denerwuje się.

Inne zdanie na ten temat mają niektórzy pracownicy. - Część polskich przedsiębiorców prowadzących knajpy ma głęboko zakodowaną w głowie stawkę: 5 zł za godzinę. Jeśli wychodzą z takiego założenia, są sami sobie winni, że uciekają im pracownicy - uważa Maciek, student ekonomii, który już drugie wakacje spędza, pracując jako kelner w Anglii. - Tam zarobię tyle w wakacje, co przez pozostałą część roku w polskiej knajpie.

- To nie do końca jest tak - odpowiada znawca rynku gastronomii, proszący o zachowanie anonimowości. - Zapotrzebowanie na przykład na kucharzy jest tak duże, że w sezonowym barze nad morzem kucharzowi trzeba było w te wakacje płacić nawet pięć tysięcy złotych. Kelnerzy oczywiście zarabiają odpowiednio mniej, bo od nich wymaga się niższych kwalifikacji. A porównanie z Wielką Brytanią? Cóż, to inna gospodarka, z nimi na pensje nawet nie mamy się co ścigać jeszcze przez wiele lat.

- Niektórzy wylatują do Anglii czy do Irlandii, inni właśnie stamtąd wracają, bo nie chcą zostawiać swoich rodzin - mówi Puchalski. - Do pracy w lokalach w Trójmieście przyjeżdża także wiele osób z mniejszych miejscowości. Pozytywne jest to, że niektórzy nie traktują pracy w pubie tylko jako przygody na okres studiów, ale jako zawód, który planują wykonywać przez całe na życie. Takie osoby staramy się do tego zachęcić, np. inwestując w ich szkolenie.

Niektórzy biznesmeni twierdzą, że rozwiązaniem problemów z wakatami będzie jak najszybsze otwarcie granic na pracowników ze Wschodu. Na to jednak się na razie nie zanosi. - Ale nie musimy patrzyć tylko na Wschód - uśmiecha się Wróblewski. - Ostatnio dostaliśmy mejla od kucharza z Francji, który planuje przeprowadzkę do Polski. Pytał, czy ma szansę dostać u nas pracę. Na razie negocjujemy.
Gazeta WyborczaMikołaj Chrzan

Opinie (75) 2 zablokowane

  • pracodawcy

    Najpierw trzeba kucharzowi zapłacić, a nie oszukiwać go, to na pensji, to na umowie, to na czasie pracy. W przeciwnym razie niedługo sami pracodawcy będą musieli zakasac rękawy. I nie ma to nic wspólnego z bezrobociem. Po prostu pracodawcy sa skąpi, i tyle.

    • 0 0

  • No cóż, najwyraźniej dla wielu pracodawców - 'biznesmenów'

    "bezrobocie" to taka sytuacja, w której można oferować śmiesznie niskie stawki, a chętni do pracy powinni walić drzwiami i oknami.
    Teoretycznie - coś w tym jest, ale dopóki takie same pieniądze można zarobić nie wiążąc się z nikim żadną umową (nie mówiąc już o opcji wyjazdu z kraju), to taki pracodawca skazany jest na męczenie się z mało wykwalifikowanymi obibokami, złodziejami i itd. Aha, oczywiście marząc przy tym o otwarciu wschodnich granic.. marzyciele ;)

    • 0 0

  • jest kapitalizm od 17 lat w Polsce... a cwaniaki teraz to odkrywają?

    będą płacić więcej, to i personel się znajdzie - niewolników to można było sobie kupować w USA niecałe sto lat temu

    • 0 0

  • Do przedmowcow.

    Zawsze czulem "podziw" dla ludzi, ktorzy wypowiadaja sie na jakis temat, nia majac o nim zielonego pojecia...
    Prowadze lokal gastronomiczny. Glownie pub, ale jest tez jedzenie. Rok temu dalem ogloszenie, ze potrzebuje kucharza. Byly 3 telefony od chetnych. Pierwszy pojawil sie kilka godzin po umowionym czasie spotkania, drugi przyszedl troche brudny i "pachnacy", trzeci - o umowionej porze i w miare czysty, wiec go zatrudnilem. Nie sprawial wrazenia mistrza kuchni itd., ale nie mialem wyjscia.
    Zeby ukrocic niektore komentarze: nie oczekuje mistrzostwa swiata w gotowaniu i bynajmniej nie place 5 zl/h. Szukalem jedynie sumiennego rzemieslnika, nie artysty.
    Pracuje nie tylko w tej branzy. Kiedy szukalem sprzedawcy czy kasjera, rowniez telefonow bylo niewiele. Pytam wiec: gdzie jest te 3 miliony bezrobotnych?
    Wydaje mi sie, ze czesc z tej grupy to osoby, ktore figuruja wprawdzie w rejestrze bezrobotnych, ale sa juz za granica. Dalej osoby, ktore (jak moja mama - 56 lat) nie wierza, ze moglyby dostac jakakolwiek prace, wiec nawet nie pytaja. Nastepnie, spora grupa ludzi ze wsi, ktorzy nawet nie maja pieniedzy zeby pojechac do miasta na rozmowe, w koncu - tzw. niebieskie ptaki, ktorzy w ogole nie sa zainteresowani praca. Byle bylo na piwo.

    • 0 0

  • pracodawcy-oszusci

    a czemu inspekcja pracy nie chodzi i nie sprawdza
    umów o prace pracowników.3/4 zatródnionych ma umowy
    na najnizszą krajową.w normalnym kraju jest to nie do pomyślenia.
    niestety ale my kucharze nie mamy możliwosci założenia związku zawodowego który by walczył o nasze prawa.

    • 0 0

  • miesięczna pensja w Polsce

    proponowana kucharzowi jest mniejsza niż tygodniówka w Irlandii.Mój zięć od roku pracuje jako kucharz w Irlandii, miesiąc temu był tu na urlopie i z ciekawości odwiedził kilka knajp gdzie potrzebowali kucharza.Proponowane wynagrodzenie miesieczne było niższe niż jego obecna tygodniówka.

    • 0 0

  • Prowadze klub i restaurację. Nigdy nie miałem problemów z personelem, w tym również z kucharzami. Ale jeżeli wciąż proponuje się stawki między 800 a 1200 zł miesięcznie to trudno oczekiwać kolejki chętnych. Gdy płaci się ok. 2 tys. na rękę i to na umowę o pracę, zaręczam, że nie ma problemu. A tym co żalą się, że w Irlandii kucharz zarabia 8 4 razy więcej, to mam pytanie. Czy skłonni jesteście płacić za piwo w klubie 30 zł a za obiad w przeciętnej restauracji 60 zł? Bo tam tyle to kosztuje. Z pozdrowieniam

    • 0 0

  • jest tam drogo, ale ludzi na to stać

    W restauracji gdzie pracuje zięć nie narzekają na brak klientów, szef otwiera drugą restauracje...Jesli w rodzinie oboje pracują i mają miesięcznie 3500-3800 Euro to stać ich na to drogie piwo.Pozdrawiam

    • 0 0

  • Jestem pracownikiem kuchni jednej z Trojmiejskich restuaracji, jestem zatrudniona na 1/2 etatu poniewaz tylko w taki sposob nas tam zatrudniaja. Pracuje na caly etat, 16 godzin dziennie w systemie 2 na 2. To jest bardzo ciezka praca, pracuje jednoczesnie jako pomoc kuchenna, sprzataczka i kucharz jesli zachodzi taka potrzeba a zarabiam zaledwie 1000 pln!!!! Nie dziwie sie wiec osobom ktore uciekaja za granice bo przynajmniej zagraniczny pracodawca docenia ich prace i placi odpowiednie pieniadze.

    • 0 0

  • praca w gastronomii - największy syf

    od dawna sądzę, że praca w restauracjach to syf i porażka. Po pierwsze, pracujesz dokładnie wtedy, kiedy większość ludzi ma wolne, cieszy się weekendem, czy świętami. Ty idziesz do pracy, bo w sylwestra jest największy biznes. Cały czas wykonujesz beznadziejną, pozbawioną kontaktu z ludźmi robotę, obierasz np 30 kg ziemniaków, czy robisz kotlety dla wycieczki liczącej 40 osób. Całe Twoje ubranie i włosy śmierdzą. Nawet ubranie w szafce przesiąka obrzydliwą wonią ryby. Od unoszących się w powietrzu tłustych oparów masz łupież. Owszem, szef kuchni ma inne zycie. Planuje, przystraja, kawkuje przy stoliczku. Ty zasuwasz jak taśmociąg i Twoja praca nie ma prestiżu. Dlatego odstraszam uczniów przed takim życiem. Wiem coś o tym....

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane