- 1 Zamkną przystanek SKM na pół roku (74 opinie)
- 2 Ruszył rozruch spalarni na Szadółkach (135 opinii)
- 3 Nawałnica wycięła spory kawałek lasu (163 opinie)
- 4 Szukają świadków... zderzenia rowerzystów (264 opinie)
- 5 Po pożarze hali. Zakaz kąpieli do piątku (169 opinii)
- 6 Gwałtowna ulewa nad Trójmiastem (326 opinii)
Skórogłowi z Seredyńskiego
8 lipca 2003 (artykuł sprzed 21 lat)
Tak mieszkańcy i handlowcy okolic Długich Ogrodów i Dolnego Miasta określają grupę młodych przestępców grasującą od lat wokół parkingów przy ul. Długie Ogrody w Gdańsku, z których najczęściej korzystają zagraniczni turyści.
- Dziadostwo i bandytyzm - nie kryje swego zdenerwowania proszący o anonimowość mieszkaniec tej okolicy - a straż miejska czy policja zamiast cokolwiek zrobić, interweniuje tylko w wypadku niewielkich wykroczeń - jak jakaś staruszka nielegalnie sprzedaje pietruszkę na rynku. Gdy widzą bandytów, omijają ich z daleka.
Nie w zmniejszonych czy pogorszonych działaniach straży miejskiej i policji przyczyn zwiększanego rokrocznie poziomu przestępczości dopatrywałby się ks. Grzegorz Daroszewski z kościoła św. Barbary.
- Ta sytuacja to efekt degradacji i demoralizacji wielu mieszkających tam rodzin. Większość to rodziny napływowe, które zostały eksmitowane z innych rejonów, a tu znalazły mieszkanie zastępcze - mówi ks. Grzegorz Daroszewski z pobliskiego kościoła św. Barbary. - W tych rodzinach, w większości bezrobotnych, w wielu wypadkach zagnieździła się patologia - alkoholizm, przemoc. Liczne są konflikty z prawem. Młodzież wyrastająca w takiej atmosferze często również popada w konflikt z prawem - dodaje ksiądz.
Wszyscy jednak mieszkańcy i handlowcy reagują podobnym zdenerwowaniem jak pierwszy rozmówca. Mówią, że także kościół był wielokrotnie dewastowany przez przestępców i wandali. Najwięcej do powiedzenia ma jeden z kupców, proszący oczywiście o anonimowość, który wielokrotnie był poszkodowany. Lokalizacja jego punktu sprawiła również, że jest świadkiem większości przestępstw popełnianych w tej okolicy. Pracuje w tym miejscu już kilkanaście lat, pamięta tych przestępców, jako małych chłopców, zna ich nazwiska i adresy, wszystkie te dane podawał i policji, i w sądzie. A sytuacja wciąż się nie zmienia. Teraz jest już dramatyczna. Kupiec mówi o wielu przestępstwach, których był świadkiem. Zdarzają się nawet napady na staruszki idące z dziećmi z przedszkola. Gdy ofiara broni się, by jej nie wyrwano torebki, jest przewracana na ziemię i kopana. Najczęściej jednak okradani są zagraniczni turyści. Niekiedy przestępcy włamują się do autokarów, nawet w obecności kierowcy. Kradzieże portfeli, aparatów fotograficznych to tu też codzienność... Są bardzo brutalne, a zdarzają się w biały dzień na środku ulicy.
A wszystko to w sąsiedztwie siedziby straży miejskiej. Wszyscy moi rozmówcy zwracali jednak uwagę na bardzo małą liczbę patroli: - Prezydent Adamowicz obiecał nam złote góry. Faktycznie, po spotkaniu z nim na ulicach widać było więcej policjantów, ale zaraz potem sytuacja wróciła do stanu poprzedniego - twierdzi jeden z nich.
Kupcy zwracają również uwagę, że nawet jeśli straż miejska czy policja pofatygują się, aby zajrzeć w te okolice, to przestępcy "bawią się z nimi w kotka i myszkę". Potrzebne jest zupełnie inne rozwiązanie - mówią. Niektórzy wskazują na potrzebę zamontowania kamer (zrobiono tak przy szkole przy ul. Seredyńskiego i bandyci od razu stamtąd zniknęli), co jednak wiąże się z wysokimi kosztami. Inni wskazują na potrzebę ustawienia budek policyjnych.
Jak twierdzi Mariusz Kowalik, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Gdańsku, strażnicy robią co mogą w ramach niewielkich kompetencji przygotowanych przez ustawodawcę.
- Strażnicy nie mają możliwości pracy operacyjnej oraz realnie nie odciążają policji, gdyż muszą wszystkich zatrzymanych niezwłocznie jej przekazać - dodaje rzecznik. - Potrzebne są zmiany, jak choćby możliwość pracy bez munduru. Patrol w mundurze często bywa nieskuteczny.
- Straż miejska zdaje sobie sprawę z tego, że to bardzo niebezpieczny rejon - mówi rzecznik. - To teren dojazdu do naszej siedziby, więc wszystkie patrole wyjeżdżające w miasto przejeżdżają tamtędy i starają się reagować na wszystkie nieprawidłowości - wyjaśnia. - Apelujemy jednak do mieszkańców o, nawet anonimową, pomoc, gdyż to oni lepiej wiedzą, co tam się dzieje - dodaje rzecznik.
Innego zdania jest komendant II Komisariatu Policji Gdańsk Śródmieście, nadkomisarz Czesław Belka.
- Od maja, kiedy kierujemy tam więcej jednostek, a funkcjonariusze bez mundurów są tam przez całą dobę, Dolne Miasto przestało być rejonem zagrożonym - przekonuje komendant. Przestępczość nasila się tam w okresie jesienno-zimowym. Ale największym, według komendanta, problemem jest zmowa milczenia mieszkańców.
- Nawet, gdy obiecujemy świadkowi anonimowość, trudno jest dotrzeć do przestępców. Wiedzę więc jaką dysponujemy, mamy z własnego rozpoznania.
Policja zwraca jeszcze uwagę na bezcelowość montowania posterunku stałego, gdyż funkcjonariusz i tak musiałby wzywać posiłki. - Cała sytuacja jest nam znana - zapewnia jednak.
- Dziadostwo i bandytyzm - nie kryje swego zdenerwowania proszący o anonimowość mieszkaniec tej okolicy - a straż miejska czy policja zamiast cokolwiek zrobić, interweniuje tylko w wypadku niewielkich wykroczeń - jak jakaś staruszka nielegalnie sprzedaje pietruszkę na rynku. Gdy widzą bandytów, omijają ich z daleka.
Nie w zmniejszonych czy pogorszonych działaniach straży miejskiej i policji przyczyn zwiększanego rokrocznie poziomu przestępczości dopatrywałby się ks. Grzegorz Daroszewski z kościoła św. Barbary.
- Ta sytuacja to efekt degradacji i demoralizacji wielu mieszkających tam rodzin. Większość to rodziny napływowe, które zostały eksmitowane z innych rejonów, a tu znalazły mieszkanie zastępcze - mówi ks. Grzegorz Daroszewski z pobliskiego kościoła św. Barbary. - W tych rodzinach, w większości bezrobotnych, w wielu wypadkach zagnieździła się patologia - alkoholizm, przemoc. Liczne są konflikty z prawem. Młodzież wyrastająca w takiej atmosferze często również popada w konflikt z prawem - dodaje ksiądz.
Wszyscy jednak mieszkańcy i handlowcy reagują podobnym zdenerwowaniem jak pierwszy rozmówca. Mówią, że także kościół był wielokrotnie dewastowany przez przestępców i wandali. Najwięcej do powiedzenia ma jeden z kupców, proszący oczywiście o anonimowość, który wielokrotnie był poszkodowany. Lokalizacja jego punktu sprawiła również, że jest świadkiem większości przestępstw popełnianych w tej okolicy. Pracuje w tym miejscu już kilkanaście lat, pamięta tych przestępców, jako małych chłopców, zna ich nazwiska i adresy, wszystkie te dane podawał i policji, i w sądzie. A sytuacja wciąż się nie zmienia. Teraz jest już dramatyczna. Kupiec mówi o wielu przestępstwach, których był świadkiem. Zdarzają się nawet napady na staruszki idące z dziećmi z przedszkola. Gdy ofiara broni się, by jej nie wyrwano torebki, jest przewracana na ziemię i kopana. Najczęściej jednak okradani są zagraniczni turyści. Niekiedy przestępcy włamują się do autokarów, nawet w obecności kierowcy. Kradzieże portfeli, aparatów fotograficznych to tu też codzienność... Są bardzo brutalne, a zdarzają się w biały dzień na środku ulicy.
A wszystko to w sąsiedztwie siedziby straży miejskiej. Wszyscy moi rozmówcy zwracali jednak uwagę na bardzo małą liczbę patroli: - Prezydent Adamowicz obiecał nam złote góry. Faktycznie, po spotkaniu z nim na ulicach widać było więcej policjantów, ale zaraz potem sytuacja wróciła do stanu poprzedniego - twierdzi jeden z nich.
Kupcy zwracają również uwagę, że nawet jeśli straż miejska czy policja pofatygują się, aby zajrzeć w te okolice, to przestępcy "bawią się z nimi w kotka i myszkę". Potrzebne jest zupełnie inne rozwiązanie - mówią. Niektórzy wskazują na potrzebę zamontowania kamer (zrobiono tak przy szkole przy ul. Seredyńskiego i bandyci od razu stamtąd zniknęli), co jednak wiąże się z wysokimi kosztami. Inni wskazują na potrzebę ustawienia budek policyjnych.
Jak twierdzi Mariusz Kowalik, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Gdańsku, strażnicy robią co mogą w ramach niewielkich kompetencji przygotowanych przez ustawodawcę.
- Strażnicy nie mają możliwości pracy operacyjnej oraz realnie nie odciążają policji, gdyż muszą wszystkich zatrzymanych niezwłocznie jej przekazać - dodaje rzecznik. - Potrzebne są zmiany, jak choćby możliwość pracy bez munduru. Patrol w mundurze często bywa nieskuteczny.
- Straż miejska zdaje sobie sprawę z tego, że to bardzo niebezpieczny rejon - mówi rzecznik. - To teren dojazdu do naszej siedziby, więc wszystkie patrole wyjeżdżające w miasto przejeżdżają tamtędy i starają się reagować na wszystkie nieprawidłowości - wyjaśnia. - Apelujemy jednak do mieszkańców o, nawet anonimową, pomoc, gdyż to oni lepiej wiedzą, co tam się dzieje - dodaje rzecznik.
Innego zdania jest komendant II Komisariatu Policji Gdańsk Śródmieście, nadkomisarz Czesław Belka.
- Od maja, kiedy kierujemy tam więcej jednostek, a funkcjonariusze bez mundurów są tam przez całą dobę, Dolne Miasto przestało być rejonem zagrożonym - przekonuje komendant. Przestępczość nasila się tam w okresie jesienno-zimowym. Ale największym, według komendanta, problemem jest zmowa milczenia mieszkańców.
- Nawet, gdy obiecujemy świadkowi anonimowość, trudno jest dotrzeć do przestępców. Wiedzę więc jaką dysponujemy, mamy z własnego rozpoznania.
Policja zwraca jeszcze uwagę na bezcelowość montowania posterunku stałego, gdyż funkcjonariusz i tak musiałby wzywać posiłki. - Cała sytuacja jest nam znana - zapewnia jednak.
Opinie (32)
-
2004-07-22 11:56
Śmiechu warte
Śmiechu warte
Straż miejska i policja, jaki idzie najczęściej dwójkami to jak widzą taką grupkę to przechodzą na druga stronę ulicy i to jest ich działanie muszą się pokazać ze są a jak przychodzi, co, do czego to uciekają pierwsi. Powinni raz na jakiś czas przeprowadzić porządna akcje a nie pokazać się ze są i koniec. Powinno się wprowadzić kilka radiowozów, co patrolują tylko niebezpieczne rejony miasta i było by na pewno lepiej .- 0 0
-
2014-04-06 17:01
może internetowy marsz milczenia przeciwko przemocy coś pomoże ?
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.