- 1 Zamkną przystanek SKM na pół roku (102 opinie)
- 2 Szybszy koniec remontu Niepołomickiej (89 opinii)
- 3 Kiedyś to było... można utonąć (78 opinii)
- 4 Ruszył rozruch spalarni na Szadółkach (203 opinie)
- 5 Nawałnica wycięła spory kawałek lasu (174 opinie)
- 6 Gdzie za potrzebą na plaży? Wybór jest duży (72 opinie)
Sportowiec czy gangster? Proces mistrza armwrestlingu
Czy mistrz świata w armwrestlingu i organizator zawodów w siłowaniu się na rękę jest odpowiedzialny za dwa brutalne rozboje z użyciem broni oraz za próbę przeprowadzenia kolejnego? Prokuratura jest tego pewna, on sam twierdzi, że jest niewinny. Głównym dowodem w trwającym procesie są zeznania jednego człowieka - skruszonego gangstera.
Już kilka tygodni później prokuratura oskarżyła go o udział w dwóch rozbojach oraz próbę przeprowadzenia trzeciego. Do napadów, przeprowadzonych w wyjątkowo brutalny sposób, dojść miało zimą, na przełomie 1995 i 1996 roku.
Marek W. to "skruszony" gangster. Przesiedział w więzieniu kilkanaście lat. Po wyjściu chciał zerwać z kryminalną przeszłością, tyle tylko, że ta go dopadła. Został oskarżony o przestępstwa sprzed lat. Gdy stanął przed perspektywą powrotu do więzienia, skorzystał z nadzwyczajnego złagodzenia kary w zamian za szczegółowe opowiedzenie o przestępstwach, w których brał udział.
Jedną z takich spraw miał być właśnie napad rabunkowy na księdza. Doszło do niego 25 grudnia 1995 roku, we wsi Wierciny (niedaleko Nowego Dworu Gdańskiego). Trzech mężczyzn: Marek W., Krzysztof M. (jest poszukiwany, prawdopodobnie nie żyje, miał pełnić funkcję kierowcy gangu) oraz Mazurenko mieli - wedle słów tego pierwszego - włamać się do budynku parafii i zaczaić na księdza, który wracał w nocy z pasterki.
Napastnicy liczyli na spory łup, bo ksiądz - według lokalnych plotek - miał być bogaty i dorabiać sobie handlując sprowadzanymi z zagranicy samochodami (sam ksiądz zdecydowanie dementował w sądzie te informacje). Duchowny był przez gangsterów torturowany.
Sam opowiedział o tym w środę przed sądem. Twierdzi, że najpierw uderzono go, a później nałożono na głowę torbę foliową. Związano go także i bito pałką po całym ciele. Mimo jego zapewnień, iż nie ma żadnych pieniędzy, bandyci nie przestawali go torturować - rażono go prądem i przebito nożem łydkę.
- Jeden z napastników - wydaje mi się, że ten, który mówił z charakterystycznym rosyjskim akcentem - zaciągając krzyczał i bluźnił: "Gdzie teraz jest twój Bóg, klecho?!" - wspominał przed sądem ksiądz.
Ostatecznie gangsterzy kosztowności nie znaleźli, zrabowali księdzu jedynie kilkaset złotych, które miał w portfelu i kilka sztuk sakralnej biżuterii. Jego samego zaś zostawili zmaltretowanego i przywiązanego do krzesła.
Według Marka W., podczas drogi powrotnej do Gdańska, samochód przestępców zatrzymała drogówka do rutynowej kontroli. Niestety dowody mogące to potwierdzić nie istnieją.
Do kolejnego napadu, który - wedle skruszonego gangstera - przeprowadzić miała ta sama trójka mężczyzn, doszło kilka tygodni później na terenie gdańskiego Brzeźna. Bandyci napadli na żonę marynarza, który przebywał akurat w rejsie.
W środę kobieta opowiedziała o tym szczegółowo w sądzie. Kiedy jeszcze spała, ktoś zadzwonił do drzwi jej mieszkania. Drzwi otworzył jej synek (w domu była też jej córka). Dziecko zawołało matkę i stwierdziło, że przyszedł ktoś z administracji. Kiedy kobieta podeszła do drzwi, otrzymała cios w głowę pistoletem. Twarzy napastników nie widziała, bo od razu - podobnie zresztą jak w przypadku napadu na księdza - od razu założyli kominiarki.
Poszkodowana kobieta została skrępowana grubą taśmą klejącą. Bito ją i grożono jej śmiercią. Jej dzieci napastnicy również skrępowali i zamknęli w innym pokoju. Kiedy jeden z bandytów próbował wyciągnąć od napadniętej informacje o miejscu, w którym schowane są pieniądze i kosztowności, drugi plądrował mieszkanie.
Ostatecznie miejsce, w którym rodzina trzymała wartościowe przedmioty, zdradził najprawdopodobniej synek zaatakowanej. Bandyci zabrali kilkaset dolarów, trochę biżuterii i niewielką sumę w złotych. Kiedy wychodzili, jeden z nich przyłożył kobiecie do szyi nóż. Chciał wiedzieć, gdzie jest reszta kosztowności, zagroził też, że w przypadku, gdy o sprawie dowie się policja, krzywda może stać się córce zaatakowanej.
Wedle słów Marka W., cała trójka miała dopuścić się jeszcze napadu na sklep z meblami w Sopocie. Tu jednak ekspedient nie wystraszył się bandytów, a ci - zaskoczeni stawianym oporem - uciekli. Końcem kariery gangu miało być z kolei włamanie z kradzieżą. Tu zresztą faktycznie wszystkie trzy osoby znajdowały się w orbicie zainteresowań policji - w stosunku do Mazurenki sprawę umorzono, a pozostała dwójka została już w sądzie uniewinniona.
Później - według skruszonego gangstera - drogi Marka W. i Mazurenki miały się rozejść, ten drugi miał zacząć pracować dla znanego trójmiejskiego gangstera - Zachara (sam Mazurenko, kiedy go o to zapytaliśmy, znajomości z Zacharem się nie wyparł, stwierdził, że poznał go na siłowni).
Sąd będzie miał z pewnością twardy orzech do zgryzienia, bo pokrzywdzeni nie poznają swoich oprawców, nie ma też - poza zeznaniami Marka W. - dowodów, które jednoznacznie wskazywałyby na winę Mazurenki. Sam armwrestler twierdzi zresztą, że nie ma nic do ukrycia.
- Jestem niewinny. Trudno mi powiedzieć, dlaczego ktoś mnie tak oczernia. Może moja zbyt duża popularność i sukcesy w sporcie sprawiły, że zacząłem komuś przeszkadzać. Do tej pory nie mogę się z tego otrząsnąć, a mija już równo rok, odkąd zatrzymano mnie i zabrano do Płocka na przesłuchanie. Całe oskarżenie opiera się o zeznania jednej osoby, skazanej w tej sprawie i w wielu innych sprawach. Ja nie mam nic na sumieniu i wierzę, że sąd wyda sprawiedliwy wyrok - mówi.
Twierdzi też, że w czasach, w których rzekomo miał się dopuszczać zarzucanych mu przestępstw, był "szarym, zwykłym człowiekiem" i handlował na rynku ubraniami i obuwiem.
Jeżeli chodzi o znajomość z Markiem W., twierdzi, że poznał go tylko przez swojego kolegę - Krzysztofa M. (tego samego, który według skruszonego gangstera miał być kierowcą gangu), którego - podobnie jak jego - Marek W. teraz ma "oczerniać". Skruszony gangster twierdzi z kolei, że Mazurenkę poznał kilka miesięcy wcześniej w Warszawie w środowisku, które zajmowało się kradzieżami ładunku TIR-ów.
Mazurenko odpowiada z wolnej stopy. W areszcie spędził dwa miesiące i dwa dni. Później sąd go wypuścił, stosując jednak środki zapobiegawcze w postaci poręczenia majątkowego, dozoru policyjnego oraz zakazu opuszczania kraju. Obecnie jedyny środek stosowany względem sportowca to poręczenie. Pozostałe dwa zostały zniesione.
Opinie (83) 3 zablokowane
-
2015-12-28 20:49
Skazany (1)
Kilka dni temu Igorek jednak został skazany na bezwzględną karę pozbawienia wolności. Gdzie jest ten super marny dziennikarzyna który śmierdzi z daleka bezstronnością. Jak myślicie który z tych obydwu bandziorów jest lepszy dla nas Marek W skruszony gangster czy sportowiec Igor. Co za nędzny lach pisał ten artykuł. Nędzny i sprzedajny.
- 2 1
-
2018-09-10 11:48
Już po odsiadce?
Odsiedział już swoje? Pytam, bo znikł na ponad rok, a podobno znowu wyjedzie "pisać doktorat" bez dostępu do telefonu komórkowego.
- 0 0
-
2017-07-15 00:33
potwierdzam
Potwierdzam że Igor Mazurenko używa dość rzadko stosowane określenie "klecho". Pochopnych wniosków nie wyciągam. Stwierdzam jedynie fakt.
- 0 0
-
2017-12-29 22:26
Bro i swojej d*py i oczernia innych
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.