- 1 Zamkną przystanek SKM na pół roku (74 opinie)
- 2 Ruszył rozruch spalarni na Szadółkach (135 opinii)
- 3 Nawałnica wycięła spory kawałek lasu (163 opinie)
- 4 Szukają świadków... zderzenia rowerzystów (264 opinie)
- 5 Po pożarze hali. Zakaz kąpieli do piątku (169 opinii)
- 6 Gwałtowna ulewa nad Trójmiastem (326 opinii)
14-letniego Jacka W., syna gdyńskiej prokurator, zatrzymała na kradzieży ochrona hipermarketu Géant.
Do zdarzenia doszło 20 czerwca ub. roku. Chłopcu pomagał kolega, 11-letni Paweł. Wezwani policjanci zabrali chłopców do komisariatu na Wzgórzu św. Maksymiliana. Z informacji "Głosu" wynikało, że zatrzymanie Pawła zostało odnotowane zgodnie z procedurą w dokumentach. Sporządzono notatkę i protokół zatrzymania. Sprawa trafiła później do Sądu Rodzinnego. Ale wobec drugiego chłopca nie zastosowano żadnej procedury.
Dyżur w komisariacie miał wtedy komendant, podinsp. Marek Boszke. Nie było tajemnicą, że zna on doskonale prokurator z którą współpracował służbowo, a która nadzoruje wiele spraw na tym terenie. I to na jego polecenie - zdaniem naszych informatorów - chłopiec został zwolniony.
- Zależało mu na wyciszeniu całej sprawy - mówił jeden z policjantów. - Nakazał zniszczyć wszelkie dokumenty dotyczące zatrzymania syna prokurator W.
W rozmowie z reporterem "Głosu" podinsp. Boszke stanowczo temu zaprzeczył.
- Całą procedurę przeprowadzono zgodnie z prawem - tłumaczył. -Po prostu dokumenty jednego z chłopców gdzieś się zapodziały - przekonywał. Potem dodał nawet, że ktoś je ukradł po to, aby - jak zauważył - zawiadomić różnych ludzi, w tym także reportera "Głosu".
Postępowanie prowadzone przez Inspektorat Komendanta Miejskiego Policji w Gdyni potwierdziło, że komendant Boszke naruszył dyscyplinę służbową. Na własną prośbę odszedł ze stanowiska. Postępowanie prowadziła także prokuratura w Sopocie, ale umorzyła je. Trudno było bowiem ustalić czy podinsp. Boszke dokonał przestępstwa.
- Ukarano go dyscyplinarnie - mówił mł. insp. Stanisław Gutowski, szef gdyńskiej policji. - Otrzymał naganę z ostrzeżeniem. To poważna kara.
Okazuje się, że nie skutkuje ona zbyt długo, bowiem od niedawna podinsp. Boszke jest zastępcą komendanta komisariatu w Gdańsku Oruni. Czy tak być powinno? Czy to zgodne z prawem, z etyką?
- Postępowanie w prokuraturze zostało umorzone - mówi asp. sztab. Marta Grzegorowska, rzecznik komendanta miejskiego policji w Gdańsku, który powołał Marka Boszke na z-cę szefa komisariatu. - Była kara dyscyplinarna za brak nadzoru nad obiegiem dokumentów. Nie jest komendantem, tylko mu pomaga, a więc nie rządzi jednostką.
Marta Grzegorowska stwierdza, że komendant miejski nie kierował się doniesieniami prasowymi, lecz fachowością pana Boszke i faktem, że pracował już na Oruni i zna doskonale specyfikę tej dzielnicy.
- Naszym zdaniem sprawdza się jako przełożony.
- Za politykę kadrową w komendzie miejskiej odpowiada komendant miejski - tłumaczy nadkom. Gabriela Sikora, rzecznik pomorskiej policji. - Skoro on uznał, że wszystko jest zgodne z przepisami, to na pewno tak jest. A sprawy etyki, autorytetu? To delikatne kwestie, choć bardzo istotne. Odpowiedzialność za pracownika ponoszą jednak bezpośredni przełożeni. Poza tym, jeśli się komuś nie udowodni winy, jest on niewinny.
Opinie (69) 1 zablokowana
-
2003-02-17 08:43
chcę
a gdzie ty pracujesz??
- 0 0
-
2003-02-17 08:52
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
RĄCZKA RĄCZKĘ MYJE...
ŻYGAĆ SIĘ CHCE !!!- 0 0
-
2003-02-17 09:07
Niedaleko pada jabłko od jabłoni
14 letni syn pani prokurator i 11 letni pomocnik kradną w sklepach. Pewnie wynieśli to z domu.
Pani prokurator posmarowała gdzie trzeba, albo nawet nie musiała, żeby dokumenty znikneły i pewnie pomogła aby panu Boszke nic złego się nie stało.
OTO POLSKA WŁAŚNIE - nie ma co się dziwić.- 0 0
-
2003-02-17 09:08
Ale przynajmniej
Jest to potwierdzenie, ze w wielu przypadkach co śmierdzi w Gdyni to i będzie smierdzieć w Gdańsku; I odwrotnie.
- 0 0
-
2003-02-17 09:16
Uśmiechnięty
Zapewniam cie że nie w policji co sugerujesz oczywiście
- 0 0
-
2003-02-17 09:31
mechanizm jest prosty,
od czasu do czasu ktoś ma pecha. A to trafi się dziecię prokuratora lub innego bonzy, które "broi", a to zostanie zatrzymany dygnitarz po pijaku lub w innej niezbyt miłej sytuacji (gdzie znaleźć się nie powinien) i ten co złapał jest PECHOWCEM. Trzeba z nim coś zrobić, by dygnitarz (lub ktoś mu bliski) nie ucierpiał. W tym przypadku pinsp. Boszke był pechowcem i tyle. Wielka krzywda mu się nie stała, pracy nie stracił, może wkrótce awansuje i będzie spokój, chyba że znów złapie kogoś, kogo nie powinien złapać.
- 0 0
-
2003-02-17 09:34
mechanizm prosty i bardzo znajomy
folwark zwierzęcy- 0 0
-
2003-02-17 09:42
baja
dokładnie tak,
"firma" doskonale o tym wie, że czasami człowiek ma pecha i musi prowadzić postępowanie w sprawie osoby, co do której postępowania prowadzić nie wypada,
szkoda tylko, że pan policjant nie jest z tych myślących i nie przekazał sprawy (tzw. podrzucenie szczura) innemu komisariatowi, chociaż jak chłopaczka złapali w Geancie na Wzgórzu to nie miał wyjścia,
ale są różne sposoby: pamiętam przypadek, kiedy to policjanci ze Świecia znaleźli zwłoki na brzegu Wisły i przenieśli je na drugi brzeg, żeby zajęła się tym policja z Chełmna...- 0 0
-
2003-02-17 09:48
to są tzw przywileje branżowe
w branży sądowo policyjnej przywilejem jest brać w łapę prowadzić postępowania według własnego widzimisię itd
a kto może podskoczyć??
za mną stoi komendant wojewódzki a jemu to nawet wojewoda nie podskoczy
i tak to sie kręci
każdy zawód każda branża ma takie przywileje i nie ma co udawać że nas to dziwi
bo mnie by zdziwiło jakby go wyleli na zbity skorumpowany ryj- 0 0
-
2003-02-17 10:01
baja
wiesz że to bardzo możliwe...?
co za świat- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.