- 1 Będzie 500+ dla małżeństw ze stażem? (442 opinie)
- 2 Karne kupony za niewłaściwe parkowanie (145 opinii)
- 3 "Bilet miejski" bez zniżek dla seniorów (175 opinii)
- 4 Tak wybuchł pożar w Nowym Porcie (275 opinii)
- 5 Wznowili drogi remont po pół roku przerwy (60 opinii)
- 6 Piłeś? Nie włamuj się do auta (56 opinii)
Zmarła najstarsza mieszkanka Gdańska. Miała 108 lat
13 maja 2021 (artykuł sprzed 3 lat)
Przeżyła I i II wojnę światową, musiała opuścić rodzinne Wilno, ale zakochała się w Gdańsku, gdzie spędziła większość życia. W wieku 108 lat zmarła najstarsza mieszkanka Trójmiasta Kalina Łukaszewicz. Recepta na długowieczność? - Nie narzekałam. Nigdy, na nic. Trzeba brać życie takim, jakie jest - powtarzała od lat.
Kalina Łukaszewicz urodziła się w 1912 r., a od 1945 r. mieszkała w Gdańsku. Najpierw została najstarszą mieszkanką tego miasta, potem całego Trójmiasta. Zmarła 11 maja, a liczna rodzina i przyjaciele zawsze podkreślali, że przez całe życie udowadniała, jak można się nim cieszyć, doceniać, co się ma, i nie narzekać. Bo pozytywne nastawienie zawsze było jej znakiem rozpoznawczym.
Ostatnie lata życia spędziła pod opieką córki Alicji Matusiewicz i jej męża w ich mieszkaniu na Morenie, bo pogorszył się jej stan zdrowia, ale przez większość swojego życia mieszkała w domu przy ul. Piaskowej na Oruni. Jak tam trafiła? Jej losy naznaczone były wojennymi tragediami.
Urodzona na Łotwie, mieszkająca na Litwie, ale Polka
Jej życiorys od dnia narodzin w dużej części pisała historia. Urodziła się bowiem na terytorium dzisiejszej Łotwy, ale rodzina mieszkała w Rosieniach na Litwie. Przenieśli się więc do Poniewieża, by dzieci mogły pójść do polskiej szkoły. W 1930 r. wyprowadzili się do Wilna, gdzie pani Kalina ukończyła szkołę Rzemiosł i Przemysłu Artystycznego, a w 1937 r. wyszła za mąż za Leona Łukaszewicza. Pod koniec II wojny światowej mąż został jednak aresztowany przez NKWD i zabity. Nigdy nie wyszła już za mąż.
W sierpniu 1945 r. wdowa wraz z półtoraroczną córeczką wyjechała do Gdańska w ramach repatriacji. Koleją. Dwa tygodnie w drodze w wagonach bez dachu. Ale trafili na dobrych ludzi.
- Po drodze ludzie wysiadali, my przyjechaliśmy do Gdańska. Postawili nasze wagony na bocznicy i powiedzieli, że w ciągu trzech dni mamy się wyprowadzić. Człowiek nic nie wiedział, gdzie jest, w którą stronę pójść. Żeby choć plan miasta miał... To był wrzesień, noce już były zimne i mała się zaziębiła, poszłam więc do ośrodka zdrowia w Oliwie. Tam był akurat lekarz z Wilna, doktor Kisiel, jego żona była pediatrą. I ten lekarz mówi "mam takie mieszkanie na Westerplatte, może by tam pani poszła". I z siostrą i z córką, z tym łóżeczkiem wiklinowym pod pachą tam poszłyśmy - opowiadała portalowi gdansk.pl
Potem tułała się trochę po nieużytkach, aż trafiła na ul. Piaskową na Oruni, gdzie dom odsprzedał jej znajomy. O wojnie i czasach powojennych opowiadała niechętnie. Gdy wszystkich wieziono na Chełm, by oglądać wieszanie dozorców ze Stutthofu, wymknęła się i nie poszła. Opowieści o ciałach w parkach też nie chciała słuchać. Wolała myśleć o przyszłości, o tym, na co ma wpływ.
Recepta na długowieczność
Najstarsza mieszkanka Trójmiasta nigdy nie stosowała szczególnej diety, nie była sportsmenką i nie miała dla nikogo żadnej "tajnej" rady. Choć może niektórym nie uda się wprowadzić w życie nawet tych pozornie nietrudnych rad:
- Pracowałam do 70. roku życia. Nie narzekałam. Nie narzekam na nic, wszystko przyjmuję, bo takie jest życie. Trzeba wszystko przerobić. Nie oczekiwać więcej. To, co jest, jest dla mnie i trzeba to przyjąć - taka dewiza przyświecała Kalinie Łukaszewicz przez całe życie.