- 1 50 lat pracuje w jednym zakładzie (147 opinii)
- 2 Coraz więcej psów na plaży. To problem? (229 opinii)
- 3 700 stoisk i 1 mln gości w Gdańsku (186 opinii)
- 4 Twórca Amber Gold pisze list do dziennikarzy (185 opinii)
- 5 Pierwsza maszynistka SKM w XXI wieku (201 opinii)
- 6 Woda w zatoce bezpieczna. Można się kąpać (133 opinie)
O język polski warto dbać na co dzień, nie tylko 21 lutego, gdy przypada międzynarodowy dzień języka ojczystego. Sęk w tym, że zmiany w języku sprawiają, że możemy popełnić błąd lub zostać uznani za niegrzecznych, nawet gdy mamy najlepsze intencje.
"Bynajmniej" używane jako pozornie elegancki zamiennik słowa "przynajmniej" (podczas gdy "bynajmniej" oznacza "na pewno nie"), "spolegliwy" jako "uległy" (podczas gdy oznacza to kogoś godnego zaufania), "wziąść" zamiast "wziąć", "pod tunelem" zamiast "w tunelu" - błędów, jakie popełniamy w codziennym języku jest mnóstwo.
Dlaczego je robimy? Bo czytamy niewiele książek, bo się spieszymy, bo media, z którymi obcujemy na co dzień, używają coraz prostszego języka.
Wydaje się jednak, że czasami to sam język zastawia na nas pułapki. Zmiany w języku sprawiają, że możemy popełnić błąd, bądź zostać uznanymi za niegrzecznych, nawet gdy mamy najlepsze intencje.
Kilka tygodni temu opublikowaliśmy artykuł o grupie młodych mężczyzn z Wejherowa, którzy mimo swojej głuchoty, postanowili założyć drużynę rugby.
Po publikacji artykułu dostaliśmy sporo podziękowań od osób związanych ze środowiskiem niesłyszących, ale i jeden bardzo ostry list, w którym oburzony czytelnik napisał, że nazywając niesłyszących głuchoniemymi obrażamy ich. Zamiast tego powinniśmy mówić o nich "głusi", bądź właśnie "niesłyszący" - przekonywał. Poza tym głuchoniemy to osoba jednocześnie niesłysząca i nieumiejąca mówić, a skoro oni posługują się językiem migowym, to na taką nazwę nie zasługują...
No, ale skoro stowarzyszenie niesłyszących nazywa się Polski Związek Głuchych, to w jakiś sposób autoryzuje to słowo.
Problem może pojawić się też, gdy grzecznie chcemy opisać urodzonego w Afryce mieszkańca Polski. Jednym z bohaterów debaty o związkach partnerskich był łódzki poseł PO John Godson. Dla oceny jego pracy w parlamencie nie ma żadnego znaczenia kolor skóry, ani pochodzenie, ale jeśli jednak z jakiegoś powodu chcemy zwrócić uwagę na tę cechę posła, to w jaki sposób powinniśmy to zrobić grzecznie?
Przez lata część mieszkańców Afryki nazywaliśmy w języku polskim Murzynami. Choć to słowo wywodzi się od słowa "Maur", pochodzącego od łacińskiego maurus, czyli "czarny", w pewnym momencie zostało uznane za obraźliwe. Z jakiego powodu? Podobnie jak ze słowem "głuchy" pojawia się ono w nieżyczliwych powiedzeniach "Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść" czy "biały murzyn", używanym na określenie kogoś wykorzystywanego w pracy.
Jednak w badaniu CBOS z 2007 roku tylko 19 proc. respondentów odpowiedziało, że słowo "Murzyn" obraża.
Nawet jeśli "Murzyna" zastąpimy oficjalnym słowem "czarnoskóry", to czy cokolwiek to zmieni? Chyba nie, skoro etymologia tych słów jest podobna.
Amerykanie, którzy przodują w naprawianiu świata poprzez zmiany w języku, ukuli termin "Afroamerican", a w polskim internecie znajdziemy dowody na to, że słowo "Afropolak" używane jest w niektórych środowiskach, choć przecież arabskich mieszkańców Afryki nie nazwiemy w ten sposób.
Wśród obecnych w polszczyźnie słów pozornie niewinnych, jest także słowo "pop", określające kapłana Kościoła prawosławnego i greckokatolickiego. Co w nim złego? Otóż w krajach, gdzie religia prawosławna była w jakiś sposób prześladowana (przede wszystkim w Związku Radzieckim) nabrało ono pejoratywnego znaczenia na skutek państwowej propagandy. Wcześniej, przez całe stulecia, było to słowo neutralne, używane nawet na określenie kapłanów Kościoła katolickiego. Zdaniem niektórych wiernych słowo "pop" znaczy dziś tyle co "klecha".
Wygląda więc na to, że niektóre błędy nie wynikają wyłącznie z niedouczenia i braku dbałości o poprawne wysławianie się, ale i ze zmian w kulturze, za którymi nie zawsze jesteśmy w stanie nadążyć.