- 1 50 lat pracuje w jednym zakładzie (90 opinii)
- 2 700 stoisk i 1 mln gości w Gdańsku (172 opinie)
- 3 Twórca Amber Gold pisze list do dziennikarzy (174 opinie)
- 4 Woda w zatoce bezpieczna. Można się kąpać (129 opinii)
- 5 Pierwsza maszynistka SKM w XXI wieku (195 opinii)
- 6 Sześciu poszukiwanych wpadło w dwa dni (77 opinii)
Kolejni świadkowie zeznawali ws. Adamowicza
W środę i czwartek odbyło się przesłuchanie kolejnych siedmiu świadków, zeznających w procesie ws. nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych prezydenta Gdańska. Większość zeznań nie wniosła zbyt wiele do sprawy i było przeplatanych odczytywaniem zeznań złożonych uprzednio w prokuraturze. Najciekawsze wątki dotyczyły kwestii darowizn na kwotę ok. pół miliona złotych, przekazanych przez pradziadków na rzecz dwóch córek Adamowicza.
Adamowicz zapewniał śledczych, że nieprawidłowe wypełnienie dokumentów jest po prostu pokłosiem pomyłki, którą nieświadomie powielał w kolejnych oświadczeniach. Mimo tego, podczas pierwszego posiedzenia sądu w tej sprawie skorzystał z przysługującego mu prawa do odmowy składania wyjaśnień. Podobnie postąpili wszyscy członkowie jego najbliższej rodziny, którzy mieli zeznawać w połowie listopada.
W środę i czwartek, na salę rozpraw zostało wezwanych łącznie siedmiu świadków. Pierwszego dnia zeznawało dwoje pracowników I Urzędu Skarbowego w Gdańsku oraz kuzyn małżonki Adamowicza, natomiast drugiego dnia kolejna pracownica wspomnianego już urzędu skarbowego, dwie pracownice Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego z Zespołu ds. Ochrony Informacji Niejawnych oraz wiceprezydent Gdańsk Piotr Grzelak.
Brak wglądu do baz danych banków
Przytłaczająca większość zeznań składanych przez urzędników wniosła do sprawy niewiele nowego. Na wiele z zadanych pytań, dotyczących analizowanych przez nich oświadczeń majątkowych Adamowicza, świadkowie nie byli w stanie odpowiedzieć. Jak nietrudno domyślić się, tłumaczyli się znacznym upływem czasu od chwili, gdy przeprowadzali omawiane czynności. W związku z tym, prokurator wielokrotnie wnosił o odczytywanie wcześniej złożonych zeznań, które w każdym przypadku zostały podtrzymane.
Co ciekawe, część urzędników - czy to z urzędu skarbowego czy urzędu wojewódzkiego - nie dopatrzyła się żadnych nieprawidłowości w oświadczeniach Adamowicza i nie widziała podstaw do wszczęcia postępowania przez Urząd Kontroli Skarbowej. Jak to możliwe, że nie ujawnili nowych, istotnych składników majątkowych oraz nie zweryfikowali ich pochodzenia? Często powtarzanym tłumaczeniem był fakt, że ani urząd skarbowy, ani urząd wojewódzki, nie mają wglądu do danych gromadzonych przez banki, np. o udzielonych pożyczkach.
Szycie ubrań dla elit i walizka ze złotem
Zdecydowanie najciekawsze okazały się zeznania dotyczące kwestii darowizn na łączną kwotę ok. pół miliona złotych, jakie nieżyjący już dziadkowie Magdaleny Adamowicz przekazali jej dzieciom. W tej sprawie toczy się odrębne postępowanie karno-skarbowe. Na temat darowizn pierwszy zeznawał 38-letni kuzyn małżonki prezydenta Gdańska.
Prokurator Piotr Baczyński zadał mężczyźnie mnóstwo pytań, dotyczących statusu majątkowego darczyńców oraz ich relacji z krewnymi. Z zeznań 38-latka wyłonił się obraz ludzi skromnych, pracowitych i stosunkowo zamożnych, którzy szczodrze obdarowywali swoje dzieci i wnuki, czy to z różnego rodzaju okazji czy w razie problemów finansowych.
- Dziadkowie ciężko pracowali i byli zamożnymi ludźmi. Zajmowali się ogrodnictwem i sprzedawali warzywa, a latem prowadzili gastronomię pod Ustką. Ponadto babcia szyła ubrania, a dziadek wytwarzał meble. Mieli wysokie emerytury i dostali odszkodowania za okres II wojny światowej - babcia za pobyt w obozie, dziadek na roboty przymusowe. Byli bardzo wrażliwymi ludźmi. Pomagali finansowo wszystkim członkom rodziny - mówił kuzyn żony Adamowicza.
O kwestię darowizn przekazanych przez dziadków Magdaleny Adamowicz dla jej dwóch córek została również przepytana kolejna osoba - pracownica I Urzędu Skarbowego w Gdańsku.
- W sprawie darowizn prowadziłam dodatkowe postępowania. Nie dałam wiary wyjaśnieniom Magdaleny Adamowicz w sprawie źródła darowizn. Pojawiały się m.in. tłumaczenia, że dziadkowie żyli oszczędnie, babcia szyła ubrania dla elit w Słupsku, a dziadek przywiózł po wojnie walizkę ze złotymi monetami. Magdalena Adamowicz była wielokrotnie wzywana do złożenia dokumentów dotyczących darowizn, ale nigdy tego nie zrobiła - powiedziała świadek.
Emocjonalna rozmowa z żoną o finansach
Ostatnią osobą, która zeznawała podczas dwudniowych przesłuchań, był wiceprezydent Gdańska Piotr Grzelak. Prokurator przepytał go odnośnie pewnej sytuacji, której Grzelak był świadkiem jeszcze jako asystent Adamowicza, czyli najpóźniej w 2010 roku.
- Nie pamiętam dokładnie w którym roku, ale kojarzę, że byłem świadkiem telefonicznej rozmowy, która miała miejsce w gabinecie prezydenta. Prezydent prowadził bardzo emocjonalną rozmowę telefoniczną ze swoją małżonką na tematy finansowe. Miał pretensje, że czegoś brakowało w dokumentach. Z treści rozmowy wynikało, że rozłożone na biurku prezydenta dokumenty również dotyczyły kwestii finansowych. Nie wykluczam, że były one związane z oświadczeniami majątkowymi - relacjonował Grzelak.
Zarówno prokurator, jak i sędzia, wytknęli Grzelakowi, że podczas zeznań złożonych w prokuraturze w 2015 roku, mówił o "wypełnianiu oświadczenia przez prezydenta", jednak na sali sądowej nie potwierdził tego faktu. Wiceprezydent tłumaczył się, że nigdy nie rozmawiał z Adamowiczem na tematy finansowe, nie zaglądał do treści rozłożonych na biurku dokumentów, a jego domniemanie wynikało wyłącznie z treści zasłyszanej rozmowy. Prokurator zapytał więc, dlaczego Adamowicz poprosił, aby Grzelak był świadkiem w tej sprawie.
- Nie wchodziliśmy w sprawy prywatne, a za takie uważam sprawy finansowe. Domyślam się, że wynika to z faktu, iż od 10 lat pracujemy razem. Prezydent prosi, człowiek się zgadza. Naturalna sprawa. Prezydent nigdy nie sugerował mi, jakie mam złożyć zeznania - podsumował Grzelak.
Problemy i obowiązki Adamowicza w 2010 roku
Natomiast z odpowiedzi na pytania obrońcy Adamowicza, mecenasa Glanca, wyłonił się obraz Adamowicza jako osoby zapracowanej, która nie ma czasu na należyte angażowanie się w sprawy domowe. Grzelak mówił również m.in. o problemach osobistych Adamowicza (pobyt żony i ojca w szpitalu) i organizacji uroczystości żałobnych po katastrofie smoleńskiej, które bardzo absorbowały go w 2010 roku.
Ta część zeznań w pełni pokrywała się z wyjaśnieniami prezydenta, które złożył wcześniej w prokuraturze. Adamowicz mówił wówczas, że błędu w oświadczeniach dokonała nieświadomie jego żona, a on nie zweryfikował go i bezwiednie powielał. Powodem jego niefrasobliwości miał być właśnie brak czasu na obowiązki rodzinne, na który złożyły się potwierdzone przez Grzelaka czynniki.
Samozwańczy oskarżyciel nie daje za wygraną
Na koniec warto wspomnieć o incydentach, które stały się już nieodłącznym elementem kolejnych odsłon procesu Adamowicza. Podobnie jak podczas wszystkich dotychczasowych posiedzeń sądu, również w środę i czwartek na sali rozpraw pojawił się Marek Kiewłen. Zgodnie ze swoim zwyczajem, podchodził do barierki przed rozpoczęciem posiedzenia, przedstawiał się jako "oskarżyciel posiłkowy" i prosił sąd o udzielenie mu głosu.
Marek Kiewłan zostaje usunięty z sali sądowej
Na pierwszej rozprawie, mężczyzna zarzucił Adamowiczowi "bezprawne wybudowanie domu na jego nieruchomości" oraz "działanie w zorganizowanej grupie przestępczej". Za każdym razem, sędzia Karolina Kozłowska tłumaczy Kiewłenowi, że nie jest stroną w procesie, a wszelkie bezprawne działania powinien zgłosić organom ścigania. I za każdym razem, ostrzeżenia sędzi nie robią na nim żadnego wrażenia, co skutkuje wyprowadzeniem go z sali sądowej przez funkcjonariuszy policji.
Proces zakończy się najwcześniej w kwietniu
Zgodnie z terminarzem, proces ws. nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych prezydenta Gdańska potrwa co najmniej do kwietnia przyszłego roku. Wśród świadków, którzy wciąż oczekują na przesłuchanie na sali sądowej znajduje się m.in. Tomasz Arabski, były szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Najbliższe posiedzenie sądu zostało wyznaczone na 22 stycznia.
Miejsca
Opinie (340) ponad 20 zablokowanych
-
2017-12-14 20:04
prawda
To juź tak jest Wałęsa wygrał w totolotka, były prezydent stolicy w kasynie wygrał a naszemu Adamowiczowi skromni dziadkowie kupę kasy dawają
- 34 3
-
2017-12-14 20:05
Tak bandyckiego rządu Polska nie miała od 1956 roku (2)
Polską rządzi bandyta Kaczafi który zabił własnego brata
to Paranoik i Schizofrenik który nienawidzi Gdańska a ten w drelichu plus jaworski to jego ZOMO- 14 34
-
2017-12-14 20:51
Tak bandyckiego rządu Polska nie miała od 1956 roku
To chyba jednostka chorobowa, moja diagnoza psychoza maniakalna..
- 5 0
-
2017-12-15 07:36
Pojedź czubie w Polskę i popytaj co ludzie sądzą o Gdańsku i ludziach wybierających od 20 lat swojego włodarza,będziesz miał odpowiedź dlaczego Gdańsk nie jest lubiany,nie tylko przez kaczora.
- 1 3
-
2017-12-14 20:09
To sa jaja
Jako urzednik moge wam powiedzieć ze kazda nadwyzka nad dochodami opodatkowanymi jesli.w trakcie postempowania nie udowodni sie darowizny i taka darowizna sie nie potwierdzi stawka jest tylko jedna 75% dochody nieujawnione
- 28 2
-
2017-12-14 20:13
Właśnie oglądałem wiadomosci TVPiS i wiecie czego się dowiedziałem, że budyń wydał zgodę na (3)
sprzedaż kamienicy przy Grunwaldzkiej z lokatorami za 400tys. zł!!!!!! Tak ta sitwa robi interesy.
- 34 3
-
2017-12-14 20:49
kamienica z 12 miwszkaniami
jedno wychodzi jakieś 35.000 zl. :-)
- 1 5
-
2017-12-14 22:51
A co to ta TVPIS?
Gdzie ją oglądasz? U siebie na Srebrzysku czy gościnnie w Tworkach.
- 3 9
-
2017-12-15 00:58
przecież były artykuły i na Trójmiasto i była nawet Jaworowicz o tym
całkiem niedawno w tym roku.
- 3 2
-
2017-12-14 20:23
prowadził bardzo emocjonalną rozmowę telefoniczną ze swoją małżonką na tematy finansowe. Miał pretensje, że czegoś brakowało w dokumentach. Z treści rozmowy wynikało, że rozłożone na biurku prezydenta dokumenty również dotyczyły kwestii finansowych. Nie wykluczam, że były one związane z oświadczeniami majątkowymi - relacjonował Grzelak.
w godzinach pracy?- 36 4
-
2017-12-14 20:37
Pisuary i Platforma to to samo ście*wo (2)
ale wyznawcom Jara i rydzyka wydaje się ,że jest inaczej ,chociaż jeszcze dochodzą do tego pisowskie Misiewicze i kraj padnie ,a szkoda .
- 8 21
-
2017-12-14 20:57
Nie pierd***. Takiej buty i zdrady jak za tych kundli z PO/KOD/Nowoch*** i innych to ze świecą
szukać.
- 5 5
-
2017-12-15 10:25
Solidaruchy z POPIS-u do spółki z KK
orżnęły ten kraj na biliony złotych
- 0 2
-
2017-12-14 20:48
to nie oświadczenia są problemem tylko nieujawnione dochody
sorry, bajeczki o 500 tys od dziadków i to w gotówie wzietej przez człowieka z wykształceniem prawniczym, na stanowisku
- 35 3
-
2017-12-14 20:51
DZIWNE że sąd nie sprawdza od kogo budyń kupił - dostał mieszkania sprawdzić powiązania z deweloperami tu jest KLUCZ .PRZEŚWIETLIĆ wszystkie dokumenty i przelewy , po co mu tyle kont bankowych
- 35 3
-
2017-12-14 20:59
ŻENUJĄCE są te ,,wyjaśnienia,,
Nie mogę tego zrozumieć.....jeśli ,,szary,, Kowalski coś przeskrobie albo się ,,pomyli,, albo ukradnie w sklepie batonik to idzie siedzieć a tu ......osoba która powinna być przykładem również dla swoich podwładnych ma takie problemy z...przyzwoitością!!!!
- 36 2
-
2017-12-14 21:01
Będzie cacy glancy . (2)
A gdańskich urzędasów na wakacje do Berezy Kartuskiej .
- 16 5
-
2017-12-14 22:01
porciak z adresu totenkopf przypominam, że
totenkopf to symbol kojarzony jest najczęściej z nazistowskimi Niemcami, zwłaszcza z SS i Waffen-SS.
- 2 0
-
2017-12-14 22:31
Cóż, PiSowcy lubią widać sanację, w tym polskie obozy koncentracyjne (bo Bereza Kartuska spełniała tę definicję) które ta zakładała
- 3 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.