Na targowisku na gdańskim Przymorzu można natrafić na zepsute ryby i drób. W punktach sprzedaży ryb tylko nieliczni mają chłodziarki, lód na którym leżą ryby topi się w kilka godzin. Zarządzający rynkiem zaprzeczają. Konsumenci narzekają.
Pani Izabela w zeszłym tygodniu zrobiła zakupy na hali przy ul. Czerwony Dwór w Gdańsku. Jednego dnia przygotowała pstrąga, na następny dzień zostawiła dorsza.
- Kiedy nazajutrz wyjęłam dorsza z lodówki uderzył mnie przerażający smród rozkładającej się ryby - mówi pani Izabela.
Natychmiast ruszyła, by oddać towar sprzedawcy. Okazało się jednak, że sprzedający w pośpiechu zamknął stragan i ewentualnego zwrotu można dokonać dopiero za kilka dni.
- Zepsutą rybę zamroziłam, by oddać ją sprzedawcy i odzyskać pieniądze - opowiada konsumentka.
Czytelniczka twierdzi, że już wcześniej zdarzyło jej się kupić nieświeży drób, ale dopiero teraz po historii z rybą postanowiła zadzwonić do "Gazety".
- To niemożliwe, żeby ktokolwiek kupił u nas nieświeży towar - odpiera zarzuty prezes spółki "Zielony rynek" zarządzającej halą
Krystyna Beata Bielińska.
- Otwarta w zeszłym roku hala rybna odpowiada normom unijnym m.in. przepisom programu HACCP, który narzuca reguły odpowiedniego przechowywania towarów. Jeśli się to jednak stało, musiał być to nieszczęśliwy przypadek- To prawda w hali nie ma jeszcze klimatyzacji, bo nas na nią nie stać, ale należy to do naszych priorytetów i jak tylko znajdą się na to pieniądze, klimatyzacja będzie założona - deklaruje Bielińska.
Spółka "Zielony rynek" zarządza targowiskiem na Przymorzu od trzech lat, a halą od roku. Obecnie na rynku pracuje około 1500 osób. W najbliższym czasie zarząd spółki planuje zadaszyć cały plac, co pozwoliłoby wydłużyć godziny handlu. Teraz targowisko jest najliczniej odwiedzane w dni targowe, czyli w sobotę i środę. Jak podkreśla zarząd, sprzedający tam handlowcy niejednokrotnie są również producentami swoich produktów.