- 1 Biegli zbadali list Grzegorza Borysa (107 opinii)
- 2 Paragon grozy za kurs taksówką (430 opinii)
- 3 Wypadek w Gdyni. Potrącono trzy osoby (276 opinii)
- 4 Zuchwały napad na sklep z elektroniką (144 opinie)
- 5 Port nie radzi sobie z pyłem nad Gdańskiem (286 opinii)
- 6 List gończy za byłym senatorem PiS (278 opinii)
Proces w sprawie pola namiotowego na Euro 2012: w ostatniej chwili powołano kolejnych świadków
9 stycznia 2015 (artykuł sprzed 9 lat)
Najnowszy artykuł na ten temat
Sąd o miasteczku namiotowym podczas Euro 2012: nie było oszustwa
W piątek zakończyć miał się proces w sprawie głośnego oszustwa, do którego doszło w Gdańsku podczas finałów Euro 2012. Chodzi o sprawę pola namiotowego, które właściciel porzucił po ostatnim gdańskim meczu imprezy, nie płacąc ani swoim pracownikom, ani też wierzycielom. Na swój finał sprawa będzie musiała jednak poczekać jeszcze ponad miesiąc.
![zobacz na mapie Gdańska zobacz na mapie Gdańska](/_img/icon_map_16x12.gif)
Już w czerwcu 2012 roku policja otrzymała pierwsze zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez organizatora campingu. W tym samym czasie wyposażenie pola było rozkradane. Ludzie po prostu przychodzili na opuszczony i pozbawiony ochrony kamping i zabierali pozostawiony na nim sprzęt.
Po samym organizatorze - 50-letnim wówczas Michale W. - nie było już śladu. Podobnie jak po 500 tys. zł zysku, które miał przynieść sam kamping. Pozostały za to niezapłacone faktury i niezrealizowane wypłaty dla pracowników - łącznie dług wynosił ok. 1 mln zł.
Michała W. udało się zatrzymać dopiero na początku marca zeszłego roku, na południu Polski. Już w toku śledztwa okazało się, iż także wcześniej zdarzało mu się pożyczać pieniądze i nie oddawać ich. Dlatego też akt oskarżenia zawiera łącznie aż kilkadziesiąt zarzutów dotyczących nie tylko roku 2012, ale i spraw z roku 2010 i 2011.
Jeżeli chodzi o samo pole namiotowe, to oskarżony twierdzi, że inwestycja - m.in. ze względu na złą pogodą - nie wypaliła i nie przyniosła spodziewanego zysku, co spowodowało, że popadł w depresję, nie wiedział, co robić, więc uciekł i ukrył się.
W piątek przed sądem zeznawała przedstawicielka firmy, która pomagała w rekrutacji pracowników pola, a także wiceprezes spółki, która zapewniała ochronę pola.
- Dokładnie nie pamiętam, na ile opiewała umowa, ale było to coś około 100 tys. zł brutto. Umowę zaproponował sam pan W., podpisaliśmy ją, z początku wszystko wyglądało normalnie, w pewnym momencie jednak okazało się, że nie ma kontaktu z panem W., z czasem okazało się, że nie tylko my jesteśmy poszkodowani - stwierdziła przed sądem druga z kobiet.
Zaznaczyła przy tym, że jej firma, mimo braku kontaktu z właścicielem pola, ochraniała je do dnia wyznaczonego wcześniej w umowie. Negował to Michał W. - pytania, które sam zadawał świadkowi sugerowały, że firma nie dopełniła umowy i zeszła z placu wcześniej niż powinna (po południu, a nie po północy). Stwierdził także, że w umowie nie było mowy o dokładnym terminie zejścia z pola, a firma nie miała prawa zejść "po konsultacji z pełnomocnikiem pola", gdyż takiej osoby nie wyznaczył.
M.in. wątpliwości dotyczące tej sprawy spowodowały, że obie kobiety nie zostały ostatnimi z przesłuchiwanych świadków. Sąd zdecydował się wezwać jeszcze cztery inne osoby, m.in. prezesa firmy ochroniarskiej oraz dwie pracownice firmy, która pomagała w rekrutacji pracowników pola. Zostaną one przesłuchana 18 lutego. Wtedy też prawdopodobnie przedstawione zostaną mowy końcowe oskarżenia i obrony.
Film nakręcony w czerwcu 2012 roku na opuszczonym już polu namiotowym. Widać, jak wynoszony jest z kampingu sprzęt.