- 1 Będzie 500+ dla małżeństw ze stażem? (430 opinii)
- 2 Karne kupony za niewłaściwe parkowanie (125 opinii)
- 3 Wznowili drogi remont po pół roku przerwy (57 opinii)
- 4 "Bilet miejski" bez zniżek dla seniorów (168 opinii)
- 5 Tak wybuchł pożar w Nowym Porcie (269 opinii)
- 6 Piłeś? Nie włamuj się do auta (56 opinii)
Starszy człowiek i morze
7 września 2007 (artykuł sprzed 16 lat)
Motorowy ponton gdzieś na Zatoce Gdańskiej. Jest czwartek, ok. godz. 14. W oddali widać niewyraźny zarys Półwyspu Helskiego, po przeciwległej stronie znad horyzontu wznoszą się wieże Sea Towers. Z tej perspektywy wyglądają jak dwie kruche zapałki.
Mija szósta godzina od kiedy 72-letni profesor Jacek Damięcki wszedł do wody na plaży nieopodal fokarium w Helu. Emerytowany architekt miał jeden cel: przepłynąć wpław Zatokę Gdańską. Przed nim było 18 km dzielących go od Gdyni.
Wśród fal widać kołyszącą się czerwoną bojkę - czasem tylko dzięki niej można zlokalizować profesora, którego co rusz przykrywa woda. W lokalizacji pomagają również wściekle żółte rękawiczki kuchenne, które wraz z krótką pianką i niebieskim czepkiem chronią ciało profesora przed wyziębieniem.
Znajdujemy się w tzw. strefie środkowej zatoki, gdzie - według ratowników - fale są najwyższe i najbardziej męczące dla organizmu. Woda ma temperaturę 16 st. C, a wiatr wieje z siłą 3 st. w skali Beauforta. Co gorsza, wieje z północy, więc gdyby profesor bezwładnie poddał się falom, trafiłby prosto do Gdańska. Dlatego musi je przełamywać.
- Optymalny byłby wiatr z kierunku wschodniego, ale i tak nie możemy narzekać - mówi Mirosław Kukułka, szef Ośrodka Ratownictwa Akademii Morskiej w Gdyni, asekurujący profesora z łodzi ratowniczej. - A co jest największym zagrożeniem? Zdecydowanie wytrzymałość organizmu, dlatego staramy się utrzymać jednostajne tempo i niezmienny styl.
Zbliża się pora posiłku. Profesor zmienia kierunek i zbliża się do motorówki. Ratownik kładzie na wodzie niewielką, żółtą tratwę. Po chwili widzimy pływaka z bliska. Na jego skórze wyraźnie widać warstwę soli i świeżą opaleniznę.
Profesor oszczędza siły, więc na pytania odpowiada zdawkowo.
- Z czym są największe problemy? Ze starością - żartuje i od razu prosi o sok pomarańczowy.
- Kawałek pomarańczy, ciepła herbata z cytryną i miodem, sok pomarańczowy - to jedyny posiłek profesora - mówi Kukułka. - Pływak jest cały czas poddany intensywnemu obciążeniu, więc wystarczyłoby, żeby zjadł odrobinę więcej niż powinien, a organizm odmówi mu posłuszeństwa.
Odpoczynek trwa zaledwie trzy minuty. Krótko, bo profesor nie może wypaść z rytmu.
- Ostatni raz pokonano tę trasę wpław w latach 60. - opowiada Mirosław Kukułka. - Nie sądzę, żeby ktoś inny w tym wieku tego dokonał, a już na pewno nie w XXI wieku.
Profesor dopłynął do plaży w Śródmieściu Gdyni po 11 godzinach. Swój wyczyn zadedykował dzieciom cierpiącym na mukopolisacharydozę.
- Teraz moim marzeniem jest już tylko pójść z wnuczką do parku - dodał na pożegnanie.
Mija szósta godzina od kiedy 72-letni profesor Jacek Damięcki wszedł do wody na plaży nieopodal fokarium w Helu. Emerytowany architekt miał jeden cel: przepłynąć wpław Zatokę Gdańską. Przed nim było 18 km dzielących go od Gdyni.
Znajdujemy się w tzw. strefie środkowej zatoki, gdzie - według ratowników - fale są najwyższe i najbardziej męczące dla organizmu. Woda ma temperaturę 16 st. C, a wiatr wieje z siłą 3 st. w skali Beauforta. Co gorsza, wieje z północy, więc gdyby profesor bezwładnie poddał się falom, trafiłby prosto do Gdańska. Dlatego musi je przełamywać.
- Optymalny byłby wiatr z kierunku wschodniego, ale i tak nie możemy narzekać - mówi Mirosław Kukułka, szef Ośrodka Ratownictwa Akademii Morskiej w Gdyni, asekurujący profesora z łodzi ratowniczej. - A co jest największym zagrożeniem? Zdecydowanie wytrzymałość organizmu, dlatego staramy się utrzymać jednostajne tempo i niezmienny styl.
Zbliża się pora posiłku. Profesor zmienia kierunek i zbliża się do motorówki. Ratownik kładzie na wodzie niewielką, żółtą tratwę. Po chwili widzimy pływaka z bliska. Na jego skórze wyraźnie widać warstwę soli i świeżą opaleniznę.
Profesor oszczędza siły, więc na pytania odpowiada zdawkowo.
- Z czym są największe problemy? Ze starością - żartuje i od razu prosi o sok pomarańczowy.
- Kawałek pomarańczy, ciepła herbata z cytryną i miodem, sok pomarańczowy - to jedyny posiłek profesora - mówi Kukułka. - Pływak jest cały czas poddany intensywnemu obciążeniu, więc wystarczyłoby, żeby zjadł odrobinę więcej niż powinien, a organizm odmówi mu posłuszeństwa.
Odpoczynek trwa zaledwie trzy minuty. Krótko, bo profesor nie może wypaść z rytmu.
- Ostatni raz pokonano tę trasę wpław w latach 60. - opowiada Mirosław Kukułka. - Nie sądzę, żeby ktoś inny w tym wieku tego dokonał, a już na pewno nie w XXI wieku.
Profesor dopłynął do plaży w Śródmieściu Gdyni po 11 godzinach. Swój wyczyn zadedykował dzieciom cierpiącym na mukopolisacharydozę.
- Teraz moim marzeniem jest już tylko pójść z wnuczką do parku - dodał na pożegnanie.
Opinie (43) 4 zablokowane
-
2007-09-08 18:52
Stary i może; )
Bo jest penigra ;) Mogem, mogem..
- 0 0
-
2007-09-09 14:16
do ciekawego
profesor jeszcze by ciebie wyciągną z wody a poza tym nie wszystko liczy sie w gotówce EGOISTO
- 0 0
-
2007-09-09 16:20
Serdeczne Gratulacje!
....Dla Pana, to był wspaniały wyczyn, wiem coś na ten temat, gdyz sam startowałem wielokrotnie w maratonach pływackich /czasy Teresy Zarzeczańskiej, która do dzisiaj startuje, Zygmunta Kowalskiego/ wiem wiec ile to kosztuje, wtedy kiedy startowałem czekalismy zawsze , aż dopłynie ostatni, czsem to trwało dośc długo, Pozdrawiam wszystkich zawoników z lat 71-80.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.