• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zmieniali się dyrektorzy i naczelni, a on został. Pół wieku w jednym zakładzie

Aleksandra Nietopiel
20 lipca 2024, godz. 09:00 
Opinie (118)
Jan Szycman to postać dobrze znana na Żabim Kruku 16. Przepracował w zakładach Unimor 50 lat. Dziś po tamtej firmie została tylko nazwa, a właściwie część nazwy, bo Unimor obecnie zajmuje się zupełnie czymś innym. Jan Szycman to postać dobrze znana na Żabim Kruku 16. Przepracował w zakładach Unimor 50 lat. Dziś po tamtej firmie została tylko nazwa, a właściwie część nazwy, bo Unimor obecnie zajmuje się zupełnie czymś innym.

Historia jego zawodowego życia to także historia jednych z największych niegdyś zakładów pracy na Wybrzeżu. Jest jedynym pracownikiem firmy, który przetrwał zmiany ustrojowe i pamięta czasy kiedy w zakładzie produkowano pierwsze kolorowe telewizory. Do partii i związków zawodowych nigdy się nie zapisał. Pan Jan przepracował w zakładach Unimor 50 lat. Przyszedł do pracy 1 września 1974 roku i wciąż tam pracuje, mimo że firma została przekształcona i zajmuje się dziś zupełnie czym innym.



Ile razy w swoim życiu zmieniałe(a)ś pracę?

Kiedyś nikogo nie dziwiło to, że jedno stanowisko pracy piastowało się przez całe zawodowe życie. Ale przepracować w jednym miejscu kilkadziesiąt lat to prawdziwy wyczyn, szczególnie dzisiaj, kiedy zmiana pracy jest w wielu przypadkach wskazana.

Gdy szłam na rozmowę z panem Janem, na ul. Żabi Kruk 16Mapka, zaczepił mnie starszy mężczyzna i zapytał o drogę w okolicy. Nie pamiętał jak dojść, mimo że, jak przyznał, lata temu pracował w Unimorze. Zapytałam ile? Odpowiedział, że dwa lata.

Panu Janowi zeszło pół wieku.

Ze wsi do miasta - to był skok na głęboką wodę



- Jeśli chodzi o historię Unimoru to ja byłem prostym, szeregowym, pracownikiem. Swego czasu byłem też mężem zaufania, kiedy walczyłem o premie dla pracowników, bo załoga mnie wybrała. Mój romans z "Solidarnością" trwał krótko. Idea była piękna, ale ludzie, którzy się za to wzięli już niekoniecznie. Nigdy nie byłem w partii, nie interesowały mnie żadne organizacje - tak zaczyna swoją opowieść Jan Szycman.
Siedzimy w przyjemnym, klimatyzowanym pokoju biurowym z aneksem kuchennym. To tutaj dzisiaj pracuje pan Jan. Jest specjalistą ds. techniczno-administracyjnych w Unimor Development S.A. To jego obecne stanowisko. Wcześniej były inne.

Dziś firma zajmuje się długoterminowym wynajmem powierzchni biurowych.

  • Budynek Unimor na Żabim Kruku
  • Budynek Unimor na Żabim Kruku
  • Budynek Unimor na Żabim Kruku
Przyjechał do Gdańska w 1974 r. ze wsi w okolicach Kościerzyny. Chwilę wcześniej skończył szkołę z niezłą średnią 4,7. Miał wtedy 15 lat.  

- Znalazłem się tutaj na głębokiej wodzie, nigdy nie jeździłem tramwajami. Tak duża aglomeracja jak Trójmiasto była dla mnie wyzwaniem. Mieszkałem w różnych miejscach, na stancjach na Oruni, we Wrzeszczu, w Sopocie Kamiennym Potoku, Brzeźnie. Trochę mieszkałem też u rodziny. Radzić musiałem sobie sam - nikt za rękę mnie nie trzymał - zaznacza.

Uczeń szkoły zawodowej stawał się pracownikiem



Pan Jan po przyjeździe do Gdańska pierwsze kroki skierował do Przyzakładowej Szkoły Zawodowej działającej przy Gdańskich Zakładach Elektronicznych Unimor. Tam złożył dokumenty. Do wyboru miał liceum lub szkołę zawodową - wybrał tę drugą. Średnia ocena pchała go do liceum, ale on zdecydował, że pójdzie do zawodówki.

- Po części dlatego, że chciałem się szybciej usamodzielnić i sam się utrzymywać. Uczeń szkoły przyzakładowej otrzymywał w tamtych czasach wynagrodzenie - miał płacone co miesiąc. Nie były to duże pieniądze, ale na pewno było to wsparcie, a ja nie chciałem być balastem dla rodziców - dodaje.

Uczniowie podpisywali umowę z przedstawicielami zakładu miesiąc po rozpoczęciu nauki.

- To oznaczało, że od 1 września 1974 r. byliśmy nie tylko uczniami szkoły, ale też pracownikami. Przez pierwsze trzy dni tygodnia była nauka w szkole, a kolejne trzy: czwartek, piątek i sobotę - praktyki - wspomina.
Szkolenie uczniów szkoły przyzakładowej przy Gdańskich Zakładach Elektronicznych Unimor. Styczeń 1977 r. Szkolenie uczniów szkoły przyzakładowej przy Gdańskich Zakładach Elektronicznych Unimor. Styczeń 1977 r.

4 tys. pracowników. To była armia ludzi!



Pierwsza wizyta w zakładach, które istniały już 17 lat, była jak wycieczka szkolna.

- Dla mnie to było ogromne przeżycie. Wtedy Unimor zatrudniał ok. 4 tys. ludzi - tu w tym czworoboku przy ul. RzeźnickiejMapka. To była armia ludzi wchodzących, wychodzących. Zakład w tamtym czasie zajmował się nie tylko produkcją telewizorów, ale także produkcją wojskową. W miejscu budynku, który zajmuje teraz Urząd Skarbowy znajdował się budynek B3 - nazwany tak w unimorowskiej nomenklaturze - tu właśnie odbywała się produkcja wojskowa. By się tam dostać trzeba było mieć zezwolenie - wspomina pan Jan, który w późniejszych latach i w tym budynku pracował.
- Kiedy zobaczyłem ten zakład po raz pierwszy byłem przerażony. Dla mnie, chłopaka ze wsi, który poza gospodarstwem rolnym nic innego nie znał to było jak przeskok cywilizacyjny. Zastanawiałem się jak ja sobie tu poradzę. Z czasem się wdrożyłem - opowiada.
Młody Jan Szycman zdobywający kolejne doświadczenie w pracy w zakładach Unimor. Młody Jan Szycman zdobywający kolejne doświadczenie w pracy w zakładach Unimor.

Od wydziału mechanicznego po produkcję telewizorów



Pierwszy rok nauki spędził na wydziale mechanicznym. Drugi to już była praca ściśle związana z produkcją telewizorów. Stworzono specjalną linię produkcyjną dla uczniów. W tamtym czasie produkowano telewizory czarno-białe Neptun 423, Neptun 623, Neptun 624 i Neptun 625.
Pan Jan wyjaśnia na czym polegała jego praca wówczas:

- Oprócz płyty bazowej telewizora było coś takiego jak moduły, np. moduł fonii. To była nieduża płytka w ramce, na której trzeba było umieszczać konkretne elementy i tu nie było miejsca na popełnienie błędu. Każdy uczeń był odpowiedzialny za kilka konkretnych elementów. Gotowe moduły lądowały na taśmie produkcyjnej - wyjaśnia.
Na trzecim, ostatnim roku, to były już warsztaty nauki. Znajdowały się one na al. HalleraMapka we Wrzeszczu. Warsztaty mieściły się na I piętrze budynku. Tam trafiały telewizory z tzw. zwrotów klientowskich, na których uczniowie praktykowali.

- Naprawialiśmy je, a potem były sprzedawane pracownikom Unimoru po niższych cenach.
Jako uczeń II i III klasy sam zaczął naprawić telewizory.

Koniec szkoły i początek pracy na stanowisku montera



W 1977 r. Jan skończył szkołę zawodową na stanowisku monter RTV.

- Przyszły wakacje i dostałem zgodę na przerwę od pracy do 1 września. Ale dostałem list polecony, że mam się stawić jednak 1 sierpnia. Zaproponowano mi pracę na Wydziale Przyrządów Pomiarowych - dla mnie to było nowum. Pierwsze stanowisko jakie dostałem to był monter układów elektronicznych.
Żeby wyprodukować telewizor potrzebne były przyrządy pomiarowe, czyli oprzyrządowanie całego procesu produkcyjnego. Do uruchomienia np. płyty bazowej wraz z modułami trzeba było wykonać przyrządy, które finalnie pozwalały na uruchomienie całego odbiornika TV i TVC (odbiornik kolorowy).

- Nasz wydział TP (przyrządy pomiarowe) zajmował się konstrukcją i wykonaniem przyrządów służących do produkcji odbiorników TV w całym procesie produkcyjnym. Konstruktorzy opracowywali projekt elektroniczny przyrządów, zaś zadaniem monterów było zaprojektowanie płytek (w każdym przyrządzie występowało kilka) poprzez połączenie wszystkich elementów ścieżkami zgodnie z projektem konstruktora. Następnie brało się specjalną płytkę pokrytą jednostronnie lub dwustronnie folią miedzianą, która po oczyszczeniu i naniesieniu specjalną farbą ścieżek była przekazywana do działu chemigrafii (trawienie). Po tym procesie płytki wracały, były nawiercane otwory i odbywał się montaż elementów: rezystory, kondensatory, tranzystory, układy scalone, były one lutowane, a następnie zamontowane w obudowie i odpowiednio połączone zgodnie ze schematem, a później odbywało się uruchomienie - wyjaśnia - pan Jan.
Linia produkcyjna telewizora Neptun 150. Płytka z obwodami drukowanymi. Październik 1979 r. Linia produkcyjna telewizora Neptun 150. Płytka z obwodami drukowanymi. Październik 1979 r.
Nad zrobieniem takiego jednego przyrządu, z którego składało się kilka płytek, pracowało kilka osób. Do tego musiała być zrobiona dokumentacja urządzenia np. dla osoby, która taki przyrząd później naprawiała.  

- W tym wydziale przyrządów pomiarowych pracowało ok. 70 osób, w dziale konstrukcji 40. Byli tam konstruktorzy, inżynierowie, inżynierowie mechanicy, którzy konstruowali części mechaniczne do przyrządów, gdzie wkładało się podzespół telewizyjny w celu jego uruchomienia i zestrojenia. Zaprojektowane części mechaniczne były wykonywane przez wydział modelarni - mówi pan Jan.
Po szkole wszyscy dostali oferty pracy, ale zostali tylko niektórzy. Jedni przeszli do RADMOR-u inni do MORS-a w Oliwie.

Na tym stanowisku pan Jan przepracował do 1980 r., czyli trzy lata. Jego pierwsza pensja wynosiła 200 zł.

W czasie pracy - czyli od 1977 r. równocześnie zaczął też naukę w Technikum Chłodniczym w Gdyni Grabówku.

- Mieszkałem wtedy w Brzeźnie. Trzynastką jechałem do pracy na godzinę szóstą, karty były wtedy zegarowe, byłem więc na miejscu o 5:45. Pracowałem jako pracownik i jednocześnie uczyłem się wieczorowo w Technikum Chłodniczym na kierunku elektronicznym. Zakład pracy w ówczesnym czasie wyrażał zgodę, aby w dni nauki pracownik mógł wychodzić o 1,5 godziny wcześniej z zakładu. Czas ten wykorzystywałem na dojazd do szkoły, która mieściła się na Grabówku. Ten czas był płacony przez zakład jak godziny pracy. Zajęcia odbywały się w poniedziałki, wtorki, czwartki i piątki. Nauka trwała trzy lata i kończyła się maturą. Udało mi się zakończyć naukę ze średnią 4,5. Zostałem skierowany na studia, ale z różnych przyczyn nie skorzystałem. Ukończyłem szkołę jako technik-elektronik - dodaje pan Jan.
Dzięki temu w pracy awansował, wynagrodzenie było powiązane z zaszeregowaniem, a on skoczył o poziom wyżej.

Powołanie do wojska



Technikum Chłodnicze pan Jan ukończył w czerwcu 1980 r. i na początku września został skierowany na badania do szpitala wojskowego w Elblągu. Badania lekarskie wykazały zmiany na dnie oka, co skutkowało dyskwalifikacją ze służby wojskowej w jednostkach wojsk radarowych. W ten sposób pan Jan trafił do Przasnysza do wojsk łączności.

- Od 1 listopada wróciłem do Unimoru, do Wydziału Przyrządów Pomiarowych, tam gdzie pracowałem, ale kierownik przydzielił mnie do innego stanowiska - był wakat w serwisie przyrządów pomiarowych - mówi pan Jan. - Te przyrządy też się psuły.
Przyrządy były różnej produkcji: radzieckiej, Siemens, Philips, Hiradasz Technika-Węgry, Wave-Tech z USA. Były ich setki. Trzeba było je naprawiać - także te przyrządy z produkcji wojskowej wymagały napraw.

Produkcja 4 tys. telewizorów dziennie




- Dopuszczono mnie do tego budynku i wydziału, ale moja przygoda z naprawą tych przyrządów wojskowych nie trwała długo. Byłem ściśle związany z naprawą przyrządów, które służyły do produkcji odbiorników telewizyjnych. Pracowałem w grupie czterech-pięciu osób, które zajmowały się obsługą produkcji. Wówczas z czterech taśm produkcyjnych schodziło z jednej zmiany ok. 500 odbiorników, a wszystko to razy cztery i razy dwie zmiany dawało 4 tys. odbiorników telewizyjnych dziennie - wylicza.
Każda usterka dłuższa niż 5 minut to był duży problem.

- My ponosiliśmy za to odpowiedzialność - czuliśmy to w premii. Tak więc organizowaliśmy sobie pracę, żeby to się nie zdarzało. Zawsze mieliśmy awaryjnie przygotowane dwa przyrządy, by można było je w razie czego szybko podmienić - wyjaśnia pan Jan.
Instrukcje techniczne do naprawy trzeba było tłumaczyć - te z rosyjskiego było łatwiej ogarnąć, ale i tak zabierało to trochę czasu.

- W pierwszym miesiącu udało mi się naprawiać trzy takie przyrządy, ale pod stołami, w różnych miejscach stało takich przyrządów 40. Było zagrożenie zatrzymania produkcji. Po pół roku większość była naprawiona przeze mnie - dodaje.
Linia produkcyjna przenośnych przenośnych odbiorników telewizyjnych Neptun 150. maj 1980 r. Linia produkcyjna przenośnych przenośnych odbiorników telewizyjnych Neptun 150. maj 1980 r.

Specyfika pracy



Każdy naprawiony przyrząd przez serwisanta w dziale przyrządów musiał iść do atestacji - to było sprawdzenie zgodnie z dokumentacją tego konkretnego przyrządu. Jeśli nie spełniał jakichś parametrów i tak wracał z powrotem do pana Jana.

- Do naprawy przyrządów miałem do dyspozycji sprzęt o jedną klasę gorszy niż ten, jakim dysponowała atestacja. Oni posiadali przyrządy o klasę lepsze, które podlegały sprawdzeniu przez Urząd Miar w Warszawie. Jedyna możliwość, jaka mi pozostawała, to dogadanie się z panią inżynier w atestacji, aby ustawić parametry na jej oprzyrządowaniu. I tak też robiłem - a potem z panią inżynier wypijało się kawę - śmieje się pan Jan.

Początek zmierzchu Unimoru



W serwisie pan Jan pracował do 1995 r. i wówczas zakład zaczął podupadać. Pracownicy się rotowali, załoga zaczęła się kurczyć.

- Zmieniali się dyrektorzy, naczelni. Nawet miałem sam propozycję objęcia kierowniczego stanowiska. Miałem odpowiadać za tzw. ZOF-y czyli Zakłady Obsługi Fabrycznej. Nie zdecydowałem się, bo to znaczyłoby długą rozłąkę z rodziną. ZOF-y znajdowały się na terenie całego kraju. Zaczęto kombinować i składać telewizory na lewo. Potrzeba było człowieka, który zrobiłby z tym porządek - wyjaśnia.
Pan Jan miał już wtedy zarejestrowaną działalność i naprawiał telewizory po godzinach dorabiając do pensji.

- Na wsiach to wszystko się naprawiało, i radia samochodowe, stacjonarne, i pastuchy do wypasu krów - mówi.
Milionowy odbiornik schodzi z taśmy produkcyjnej. 1968 r. Milionowy odbiornik schodzi z taśmy produkcyjnej. 1968 r.

Dorabianie po godzinach: PAL/SECAM



To był też czas sprowadzania telewizorów z Holandii i Niemiec z tzw. wystawek. Przyjeżdżały całe tiry z zepsutymi odbiornikami, które potem po naprawie były ponownie sprzedawane.

- Kolega prowadził taki biznes. Sprowadzał telewizory, a my naprawialiśmy. Wszystkie tego typu odbiorniki kolorowe miały system PAL, więc trzeba było je przestrajać na system SECAM. Polegało to na montażu transkodera lub dołożenie decodera SECAM, wówczas odbiornik mógł pracować w obu systemach. Fonia również była inna (5,5 MHz) - trzeba było dołożyć moduł (6,5 MHz). Brałem wtedy urlop. Trzy dni i trzy noce siedziałem tam w tym domu z kolegą i naprawialiśmy te telewizory i przestrajaliśmy, a potem szło się z powrotem do pracy - wspomina pan Jan.

Unimor w programie "Od przedszkola do Opola"



Jednym ze wspomnień pana Jana z tamtego czasu związanych z Unimorem jest program "Od przedszkola do Opola", który był nagrywany przez Telewizję Gdańsk. Program pierwotnie był realizowany na terenie Teatru Gdynia, a potem w Telewizji Gdańsk.

Nagranie programu Od przedszkola do Opola. Listopad 2004 r. Nagranie programu Od przedszkola do Opola. Listopad 2004 r.
- W realizacji tego programu pomagała mała część Unimoru, ponieważ częścią scenografii każdego odcinka była ściana monitorów, na której pokazywane były na końcu odcinka powtórki i głosowanie, które dziecko wygrało dany odcinek. Za montaż i nadzór nad poprawnym działaniem ściany monitorów (16 szt.) przez kilka lat odpowiedzialny byłem ja wraz kolegą. Ta ściana monitorów wraz z naszą obsługą była wypożyczana na inne imprezy okolicznościowe, takie jak na Jarmarku Dominikańskim, "Święto Ryby" w Słupsku, oraz "Bal Dżentelmena" w Gdyni - mówi pan Jan.
Z tych imprez pozostały dziś wspomnienia i sentyment.

Spółka córka, przenosiny na Morenę, ale nie na długo



W 1995 r. - powstała spółka-córka Unimoru i produkcja przeniosła się na Morenę - tam skierowano też pana Jana - jako serwisanta.

- W 1997 r. ściągnięto mnie z powrotem tutaj i wylądowałem jako główny specjalista do spraw magazynowych.

Praca na magazynie



Pan Jan pracował wtedy w budynku, gdzie dziś znajduje się jedna z siedzib Urzędu Marszałkowskiego.

- Magazyn to był jeden temat, a sprzedaż majątku to jeszcze inna sprawa. Musieliśmy jak najwięcej ugrać na sprzedaży tego co zostało. To wtedy zaczęły się już powoli początki deweloperki, którą dziś się tu zajmujemy. Musieliśmy wysprzedawać sprzęt. Sprzedawaliśmy w Polsce przyrządy pomiarowe, telewizory. Zajmowałem się wszystkim: sprzedażą, dokumentacją, raportowaniem - wymienia.
Z czasem jak się magazyny kurczyły w 2002 r. został powołany jako przedstawiciel załogi do Rady Nadzorczej Unimoru. Wtedy też został powołany nowy prezes Spółki.

- Wówczas w Unimorze pracowało już tylko 40-50 osób, sytuacja zakładu była tragiczna. Do 2014 r. byłem członkiem Rady Nadzorczej - mówi pan Jan.

Przenosiny na Budowlanych



W magazynie pan Jan pracował do 2006 r., wtedy spółka przeniosła się na ul. Budowlanych 38Mapka, ale bez niego.

- Ja jako jedyny pracowałem tutaj. Kompleks został na miejscu z wyjątkiem jednego budynku, który został sprzedany Stella Marris. Budynek urzędu skarbowego był wynajmowany - precyzuje.
W 2013 r. podjęto decyzję, że budynek przy Żabim Kruku 16 będzie gruntownie remontowany. W 2014 r. rozpoczęto prace przygotowawcze. Od 2016 r. jest na nowo użytkowany.

Pan Jan przed remontem pełnił funkcję administratora tych budynków.

  • Pan Jan po wyjaśnia jak kiedyś działal UNIMOR w budynkach, które dzisiaj pełnią inną funkcje.
  • Pan Jan po wyjaśnia jak kiedyś działal UNIMOR w budynkach, które dzisiaj pełnią inną funkcje.
  • Pan Jan po wyjaśnia jak kiedyś działal UNIMOR w budynkach, które dzisiaj pełnią inną funkcje.

Błogosławieństwo czy przekleństwo?



Pan Jan przyznaje, że choć nie planował tak długiej pracy w jednym zakładzie - bo czy można było wtedy to zaplanować? - to mówi wprost, że nie żałuje.

- Nie żałuję, że nie zmieniłem pracy, że nie podjąłem innych decyzji. Był taki moment kiedy zaczął się handel uliczny, żeby coś zmienić. Był kolega i chcieliśmy handlem się zająć - wtedy gdy na Rajskiej handlowało się miedzy innymi mięsem. Mieliśmy dogadane kupno żuka, ale zabrakło odwagi kiedy przyszło do transakcji. Żuk był potrzebny do handlu obwoźnego, by skupować od rolników i sprzedawać, a potem otworzyć sklep mięsny. Ale ostatecznie interes nie doszedł do skutku - opowiada.
Pod koniec sierpnia pan Jan przechodzi na emeryturę, ale... wraca 1 września, by podpisać nową umowę w tym samym miejscu pracy.

Unimor, kalendarium

1957 r. - utworzenie Przedsiębiorstwa Państwowego T-18 pod nazwą Gdańskie Zakłady Radiowe
1958 r. - rozpoczęcie produkcji biało-czarnych odbiorników telewizyjnych
1972 r. - zmiana nazwy na Gdańskie Zakłady Elektroniczne Unimor
1981 r. - Rozpoczęcie produkcji odbiorników telewizji kolorowej
1994 r. - przekształcenie Przedsiębiorstwa Państwowego w jednoosobową Spółkę Skarbu Państwa
1995-1997 r. - koniec działalności produkcyjnej
2010-2011 r. - przeniesienie pakietu 61,55 proc. akcji GZE Unimor S.A., których właścicielem był Skarb Państwa do Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., a następnie do MARS FIZ
2013 r. - rozpoczęcie wewnętrznych zmian organizacyjnych związanych z wejściem spółki w skład grupy MARS Real Estate
2014 r. - wdrożenie zmian statutowych rebranding marki: nazwa GZE Unimor S.A. została zastąpiona nową, Unimor Development S.A. nawiązującą bezpośrednio do charakteru prowadzonej działalności
2016 r. - ukończenie modernizacji i oddanie do użytkowania budynku Zefir przy ul. Żabi Kruk 16 w Gdańsku 2022 r. - przeniesienie pakietu 67,22 proc. akcji Unimor Development S.A. do Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A.

Miejsca

Opinie (118) 5 zablokowanych

  • U ul (2)

    Prawdziwy porządny pracownik nie to co dzisiejsi inżynierowie z Bangladeszu itp

    • 21 6

    • ale przed emeryturą

      i tak go zwolnią.
      Typowo...

      • 1 3

    • tek tek.

      inż. Malpanta Klutesz

      • 0 0

  • Dzisiaj należy zmieniać pracę

    Najlepiej średnio co 6 miesięcy, aby utrzymywać rynkowa stawkę i nie stracić obycia z pytaniami na rekrutacji. Typu jakim robaczkiem się widzisz za 5 lat.

    • 17 9

  • Gdybym miał teraz dzieciaki to też bym puścił do zawodówki (7)

    Ale nie mam dzieci, bo mnie na nie nie stać. Inżynier Budowy Maszyn za 7k brutto w dziale projektowym.
    Kumpel spawacz wyciąga 20-30k co miesiąc na spawaniu ogrodzeń i płotów, a kalendarz ma wypełniony do lata 2025.

    • 16 10

    • Nie powielaj mitów (5)

      Pracuję w stoczni i rzaden spawacz nie ma takich pieniędzy nawet brutto i nadgodzinami

      • 11 3

      • (1)

        bo temu wyżej nie chodzi o spawacza na etacie, tylko na akordzie. te 7k brutto to na pewno etat od-do, a 20k - zatrudnienie na czarno albo pół-czarno (typu minimalna oficjalnie, reszta pod stołem) i praca po 10+ godzin dziennie z sobotami. Wtedy jak najbardziej możliwe do wyciągnięcia takie kwoty. I w wieku 50 lat - wrak człowieka...

        • 6 0

        • Praca na czarno , lub ćwierć etatu w jakiejś spółce krzak

          300 godzin w miesiącu , z własnymi kombinezonami , szatnią ,filtrami do maski, stoperami , wodą do picia itp. faktycznie 20tyś. Da radę zarobić ale cóż z tych pieniędzy jak życie do d.... I wrak człowieka na starość.

          • 6 0

      • Dzięki temu błędowi ortograficznemu potwierdziłeś (2)

        że pracujesz w stoczni. Uwiarygodniłeś swój komentarz.

        • 0 3

        • Korekta

          Miało być " rzadko "

          • 0 0

        • bo on ma dobrze spawać, a do tego znajomość ortografii nie jest wymagana.

          • 1 0

    • Złyprzykład

      Masz komfortową pracę a spawacz tyra fizycznie i szybko sie wyeksploatuje

      • 1 0

  • Pracuje obecnie w jednej z dużych firm ~ 200/300 osób (5)

    Napisałem "obecnie" bo pracuje już tutaj od 2021 roku. Czyli minęły mi trzy lata i już myślę nad zmianą. Teraz nie mam możliwości awansu wyżej i jedyną opcją, żeby zarobić te 2500/3000 netto więcej jest zmiana pracy.
    Pracuję z pracownikami, którzy mają staż pracy w jednym zakładzie pracy nawet 55 lat. Czy to dobrze, według mnie nie, bo chodzą do tej pracy już z przyzwyczajenia. Młodsi pracownicy w wieku około 50 lat, którzy pracują tutaj od momentu zakończenia szkoły, obecnie nigdzie już by się nie odnaleźli na rynku pracy. Nie byliby w stanie napisać CV oraz nawet pójść na jakąkolwiek rozmowę o pracę.
    Dlatego według mnie praca w jednym zakładzie przez taki długi okres czasu to zasiedzenie się i obawa przez zmianami. A życie przemija.

    • 26 9

    • (3)

      Z każdym rokiem nabywasz doświadczenia, poznajesz dane przedsiębiorstwo, zmieniając pracę zaczynasz niemal od zera.

      • 3 4

      • Nie zaczynasz od zera, a z dużym doświadczeniem. (2)

        I w nowej pracy to doceniają.
        W jednej pracy przechodzisz w marazm i się uwsteczniasz.

        • 12 3

        • Tia docenią :)) mit romantyczny. (1)

          Myslisz tak bo masz 30 lat. Ludziom po 50tce z doswiadczeniem ciezko znalezc prace.
          A jak znajdą to stawki mają na ogół nizsze niz młodzi lub mieli w poprzedniej pracy.

          • 2 1

          • Dokładnie

            Lepiej umrzeć niż stracić pracę w wieku 50 +. Zerowe szanse na zalezienie czegoś sensownego. Jeszcze nie emerytura a już śmierć za życia.

            • 0 0

    • Wszystko zależy. Gdy ma się mniej jak 40 lat owszem.

      Warto i można zmieniać prace często. Ale i tak nie wskazane częsciej niż co 3 lata. Natomiast po 40tce, mając rodzine, wiek itp. Lepiej skupić sie na zyciu prywatnym i po prostu szanować prace. Zmienic tylko w sytuacji konieczności. Np. Zwolnień, redukcji itp.

      • 1 0

  • Miał rację z tym związkami zawodowymi (2)

    To jest wielka fikcja, przeważnie jest rak że szef, dyrekcja dogaduję się z przewodniczącym żeby mydlił oczy załodze , w zamian za premie i ciepłą posadkę. Taka mini polityka, my się niby przepychamy a reszta na nas pracuje.

    • 36 2

    • Koło zatoczyło okrąg :))))))))) Zarówno ZZ w PRL jak i obecna Solidarność na czele której stoi były ZOMO wiec to fikcja :))))))

      • 4 5

    • no zobacz a w Szwecji, Francji czy nawet USA działają i mają się dobrze

      • 0 0

  • dużo zdrowia i pogody ducha

    Panie Janie,
    gdzie teraz znaleźć takich odpowiedzialnych, wyszkolonych w swych fachu ludzi? i pewnie porządnych, skoro jest Pan strażnikiem unimoru

    • 20 0

  • Czytałem ten artykuł z łzami w oczach, widząc swoją przeszłość, też tak zaczynałem, ZSZ, Technikum, praca i,,, klapa bo wszystko się rozpadło,,,

    • 21 2

  • Ankieta od czapy i załamująca rzeczywistość. (6)

    Ten człowiek przepracował tyle lat w jednym zakładzie, bo taki był system: sprzyjający pewności pracy, stabilności zatrudnienia i zasad. W latach 90tych, gdy wdarł się dziki kapitalizm oraz masakra praw pracowniczych trwająca do dziś a maskowana "wolnymi niedzielami", zaczął się przemiał i wypluwanie pracowników.

    • 40 2

    • Bzdura ludzie zmieniali pracę tak jak teraz jeżeli im nie odpowiadała :))))))))))))))))))) (5)

      • 1 8

      • W latach 90 było gigantyczne bezrobocie każdy bał się o pracę którą już posiadał (4)

        Jak zwykle pleciesz Bzury kolego kulawy

        • 13 2

        • Lata 90-e to był magiczny czas. Tylko nieudacznicy jak kulawy z Nowogrodzkiej oraz Ty źle wspominacie ten czas :))))) (3)

          Wtedy mogłeś robić co chcesz, w Polsce rozpoczął się amerykański sen :))))))) Było bezrobocie bo zaczęła się gospodarka rynkowa - trudno żeby Świat chciał od nas kupować drogi węgiel, stal, przestarzałe traktory albo telewizory które wcześniej kupowała od nas wyłącznie Mongolia oraz ZSRR. Ludzie którzy mieli cokolwiek w głowie porzucali te słabo opłacane stanowiska i brali los w swoje ręce. Jedni handlowali marchewką na rynku a inni jeździli po towar do Berlina - tylko takie ciecie malinowe jak Ty oraz pracownicy Resortów oraz partyjni - czyli różne obiboki źle wspominają tamten czas :))))))))))))))))))))))))))))))))

          • 2 6

          • Czy ty nie powinieneś

            Zgłosić się na jakieś poważne specjalistyczne badania lekarskie ? Zacznij może od lekarza pierwszego kontaktu ,pogadaj z nim szczerze na pewno będzie wiedział co dalej zrobić i gdzie cię pokierować. Powodzenia ze wszystkiego można wyjść .

            • 5 1

          • Napisz jak ty zrealizowałeś ten amerykański sen. Kłamiesz jak zawsze. Miliony Polaków na bruku Takie byly skutki dzikiej reprywatyzacji. O tym śnie myślałeś?

            • 6 3

          • było złodziejstwo i niesamowite bezprawie a jeśli ty chciałeś zaistnieć w jakichś branżąch to przychodzili do ciebie panowie w czerni z karkami przyrośniętymi do głowy i z łańcuchami niczym krowy by uprzejmie ci zaproponować ochronę przed nimi samymi za większą część tego co zarobisz inaczej mogą cię spalić porwać ci dziecko czy podłożyć ci bombę pod samochodem lub porwać i poobcinać palce . Wystarczyło mieć sklep restaurację czy kiosk z gazetami w pewnych miejscach czy miastach dziwne że koncerny niemieckie francuskie inne produkowały też na obecne czasy przestarzały szmelc ale tam nikt nie miał pomysła by sprzedać to za 1% wartości

            • 3 0

  • (2)

    A o mnie nikt nie napisał artykułu mimo, że przepracowałam w jednym zakładzie 43 lata (z tego 3 bedąc już na emeryturze), zapewne dlatego, że jestem kobietą

    • 4 25

    • Zapewne dlatego że się nie zgłosiłaś do redakcji.

      Skąd oni mają o tobie wiedzieć? Napisz o sobie i wyślij do redaktora.

      • 13 1

    • Tylko kobieta może mieć takie bezsensowne żale.

      Jasnowidzami nie są i nie wiedzą tego.

      • 5 1

  • Mój tata (4)

    Też przepracował 50 lat w jednym miejscu. Zaczął tak samo - 15 lat i praktyki zawodowe w Zamechu, potem to było ABB, następnie Alstom, a na koniec GE. Poszedł na emeryturę 4 lata temu. Gdyby mógł to pracowałby dalej.

    • 46 2

    • Teraz mało która Firma `żyje` przez 50 lat :)))))))))))))))))))))))))))) (3)

      • 8 13

      • bo głąbom jakim ty wmówiono (2)

        że tak ma być...

        Aby łatwiej można było ze szmalem zniknąć...
        Rozejrzałbyś się po świecie, zobaczył rodzinne firmy starej Europy trwające od dziesiątek i setek lat...

        • 9 10

        • głąb to ty

          • 1 2

        • No właśnie nie masz racji. Średnio firmy żyją od 10 do 20 lat. W ubiegłym wieku było to bliżej 50.

          • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane