• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zmieniali się dyrektorzy i naczelni, a on został. Pół wieku w jednym zakładzie

Aleksandra Nietopiel
20 lipca 2024, godz. 09:00 
Opinie (145)
Jan Szycman to postać dobrze znana na Żabim Kruku 16. Przepracował w zakładach Unimor 50 lat. Dziś po tamtej firmie została tylko nazwa, a właściwie część nazwy, bo Unimor obecnie zajmuje się zupełnie czymś innym. Jan Szycman to postać dobrze znana na Żabim Kruku 16. Przepracował w zakładach Unimor 50 lat. Dziś po tamtej firmie została tylko nazwa, a właściwie część nazwy, bo Unimor obecnie zajmuje się zupełnie czymś innym.

Historia jego zawodowego życia to także historia jednych z największych niegdyś zakładów pracy na Wybrzeżu. Jest jedynym pracownikiem firmy, który przetrwał zmiany ustrojowe i pamięta czasy kiedy w zakładzie produkowano pierwsze kolorowe telewizory. Do partii i związków zawodowych nigdy się nie zapisał. Pan Jan przepracował w zakładach Unimor 50 lat. Przyszedł do pracy 1 września 1974 roku i wciąż tam pracuje, mimo że firma została przekształcona i zajmuje się dziś zupełnie czym innym.



Ile razy w swoim życiu zmieniałe(a)ś pracę?

Kiedyś nikogo nie dziwiło to, że jedno stanowisko pracy piastowało się przez całe zawodowe życie. Ale przepracować w jednym miejscu kilkadziesiąt lat to prawdziwy wyczyn, szczególnie dzisiaj, kiedy zmiana pracy jest w wielu przypadkach wskazana.

Gdy szłam na rozmowę z panem Janem, na ul. Żabi Kruk 16Mapka, zaczepił mnie starszy mężczyzna i zapytał o drogę w okolicy. Nie pamiętał jak dojść, mimo że, jak przyznał, lata temu pracował w Unimorze. Zapytałam ile? Odpowiedział, że dwa lata.

Panu Janowi zeszło pół wieku.

Ze wsi do miasta - to był skok na głęboką wodę



- Jeśli chodzi o historię Unimoru to ja byłem prostym, szeregowym, pracownikiem. Swego czasu byłem też mężem zaufania, kiedy walczyłem o premie dla pracowników, bo załoga mnie wybrała. Mój romans z "Solidarnością" trwał krótko. Idea była piękna, ale ludzie, którzy się za to wzięli już niekoniecznie. Nigdy nie byłem w partii, nie interesowały mnie żadne organizacje - tak zaczyna swoją opowieść Jan Szycman.
Siedzimy w przyjemnym, klimatyzowanym pokoju biurowym z aneksem kuchennym. To tutaj dzisiaj pracuje pan Jan. Jest specjalistą ds. techniczno-administracyjnych w Unimor Development S.A. To jego obecne stanowisko. Wcześniej były inne.

Dziś firma zajmuje się długoterminowym wynajmem powierzchni biurowych.

  • Budynek Unimor na Żabim Kruku
  • Budynek Unimor na Żabim Kruku
  • Budynek Unimor na Żabim Kruku
Przyjechał do Gdańska w 1974 r. ze wsi w okolicach Kościerzyny. Chwilę wcześniej skończył szkołę z niezłą średnią 4,7. Miał wtedy 15 lat.  

- Znalazłem się tutaj na głębokiej wodzie, nigdy nie jeździłem tramwajami. Tak duża aglomeracja jak Trójmiasto była dla mnie wyzwaniem. Mieszkałem w różnych miejscach, na stancjach na Oruni, we Wrzeszczu, w Sopocie Kamiennym Potoku, Brzeźnie. Trochę mieszkałem też u rodziny. Radzić musiałem sobie sam - nikt za rękę mnie nie trzymał - zaznacza.

Uczeń szkoły zawodowej stawał się pracownikiem



Pan Jan po przyjeździe do Gdańska pierwsze kroki skierował do Przyzakładowej Szkoły Zawodowej działającej przy Gdańskich Zakładach Elektronicznych Unimor. Tam złożył dokumenty. Do wyboru miał liceum lub szkołę zawodową - wybrał tę drugą. Średnia ocena pchała go do liceum, ale on zdecydował, że pójdzie do zawodówki.

- Po części dlatego, że chciałem się szybciej usamodzielnić i sam się utrzymywać. Uczeń szkoły przyzakładowej otrzymywał w tamtych czasach wynagrodzenie - miał płacone co miesiąc. Nie były to duże pieniądze, ale na pewno było to wsparcie, a ja nie chciałem być balastem dla rodziców - dodaje.

Uczniowie podpisywali umowę z przedstawicielami zakładu miesiąc po rozpoczęciu nauki.

- To oznaczało, że od 1 września 1974 r. byliśmy nie tylko uczniami szkoły, ale też pracownikami. Przez pierwsze trzy dni tygodnia była nauka w szkole, a kolejne trzy: czwartek, piątek i sobotę - praktyki - wspomina.
Szkolenie uczniów szkoły przyzakładowej przy Gdańskich Zakładach Elektronicznych Unimor. Styczeń 1977 r. Szkolenie uczniów szkoły przyzakładowej przy Gdańskich Zakładach Elektronicznych Unimor. Styczeń 1977 r.

4 tys. pracowników. To była armia ludzi!



Pierwsza wizyta w zakładach, które istniały już 17 lat, była jak wycieczka szkolna.

- Dla mnie to było ogromne przeżycie. Wtedy Unimor zatrudniał ok. 4 tys. ludzi - tu w tym czworoboku przy ul. RzeźnickiejMapka. To była armia ludzi wchodzących, wychodzących. Zakład w tamtym czasie zajmował się nie tylko produkcją telewizorów, ale także produkcją wojskową. W miejscu budynku, który zajmuje teraz Urząd Skarbowy znajdował się budynek B3 - nazwany tak w unimorowskiej nomenklaturze - tu właśnie odbywała się produkcja wojskowa. By się tam dostać trzeba było mieć zezwolenie - wspomina pan Jan, który w późniejszych latach i w tym budynku pracował.
- Kiedy zobaczyłem ten zakład po raz pierwszy byłem przerażony. Dla mnie, chłopaka ze wsi, który poza gospodarstwem rolnym nic innego nie znał to było jak przeskok cywilizacyjny. Zastanawiałem się jak ja sobie tu poradzę. Z czasem się wdrożyłem - opowiada.
Młody Jan Szycman zdobywający kolejne doświadczenie w pracy w zakładach Unimor. Młody Jan Szycman zdobywający kolejne doświadczenie w pracy w zakładach Unimor.

Od wydziału mechanicznego po produkcję telewizorów



Pierwszy rok nauki spędził na wydziale mechanicznym. Drugi to już była praca ściśle związana z produkcją telewizorów. Stworzono specjalną linię produkcyjną dla uczniów. W tamtym czasie produkowano telewizory czarno-białe Neptun 423, Neptun 623, Neptun 624 i Neptun 625.
Pan Jan wyjaśnia na czym polegała jego praca wówczas:

- Oprócz płyty bazowej telewizora było coś takiego jak moduły, np. moduł fonii. To była nieduża płytka w ramce, na której trzeba było umieszczać konkretne elementy i tu nie było miejsca na popełnienie błędu. Każdy uczeń był odpowiedzialny za kilka konkretnych elementów. Gotowe moduły lądowały na taśmie produkcyjnej - wyjaśnia.
Na trzecim, ostatnim roku, to były już warsztaty nauki. Znajdowały się one na al. HalleraMapka we Wrzeszczu. Warsztaty mieściły się na I piętrze budynku. Tam trafiały telewizory z tzw. zwrotów klientowskich, na których uczniowie praktykowali.

- Naprawialiśmy je, a potem były sprzedawane pracownikom Unimoru po niższych cenach.
Jako uczeń II i III klasy sam zaczął naprawić telewizory.

Koniec szkoły i początek pracy na stanowisku montera



W 1977 r. Jan skończył szkołę zawodową na stanowisku monter RTV.

- Przyszły wakacje i dostałem zgodę na przerwę od pracy do 1 września. Ale dostałem list polecony, że mam się stawić jednak 1 sierpnia. Zaproponowano mi pracę na Wydziale Przyrządów Pomiarowych - dla mnie to było nowum. Pierwsze stanowisko jakie dostałem to był monter układów elektronicznych.
Żeby wyprodukować telewizor potrzebne były przyrządy pomiarowe, czyli oprzyrządowanie całego procesu produkcyjnego. Do uruchomienia np. płyty bazowej wraz z modułami trzeba było wykonać przyrządy, które finalnie pozwalały na uruchomienie całego odbiornika TV i TVC (odbiornik kolorowy).

- Nasz wydział TP (przyrządy pomiarowe) zajmował się konstrukcją i wykonaniem przyrządów służących do produkcji odbiorników TV w całym procesie produkcyjnym. Konstruktorzy opracowywali projekt elektroniczny przyrządów, zaś zadaniem monterów było zaprojektowanie płytek (w każdym przyrządzie występowało kilka) poprzez połączenie wszystkich elementów ścieżkami zgodnie z projektem konstruktora. Następnie brało się specjalną płytkę pokrytą jednostronnie lub dwustronnie folią miedzianą, która po oczyszczeniu i naniesieniu specjalną farbą ścieżek była przekazywana do działu chemigrafii (trawienie). Po tym procesie płytki wracały, były nawiercane otwory i odbywał się montaż elementów: rezystory, kondensatory, tranzystory, układy scalone, były one lutowane, a następnie zamontowane w obudowie i odpowiednio połączone zgodnie ze schematem, a później odbywało się uruchomienie - wyjaśnia - pan Jan.
Linia produkcyjna telewizora Neptun 150. Płytka z obwodami drukowanymi. Październik 1979 r. Linia produkcyjna telewizora Neptun 150. Płytka z obwodami drukowanymi. Październik 1979 r.
Nad zrobieniem takiego jednego przyrządu, z którego składało się kilka płytek, pracowało kilka osób. Do tego musiała być zrobiona dokumentacja urządzenia np. dla osoby, która taki przyrząd później naprawiała.  

- W tym wydziale przyrządów pomiarowych pracowało ok. 70 osób, w dziale konstrukcji 40. Byli tam konstruktorzy, inżynierowie, inżynierowie mechanicy, którzy konstruowali części mechaniczne do przyrządów, gdzie wkładało się podzespół telewizyjny w celu jego uruchomienia i zestrojenia. Zaprojektowane części mechaniczne były wykonywane przez wydział modelarni - mówi pan Jan.
Po szkole wszyscy dostali oferty pracy, ale zostali tylko niektórzy. Jedni przeszli do RADMOR-u inni do MORS-a w Oliwie.

Na tym stanowisku pan Jan przepracował do 1980 r., czyli trzy lata. Jego pierwsza pensja wynosiła 200 zł.

W czasie pracy - czyli od 1977 r. równocześnie zaczął też naukę w Technikum Chłodniczym w Gdyni Grabówku.

- Mieszkałem wtedy w Brzeźnie. Trzynastką jechałem do pracy na godzinę szóstą, karty były wtedy zegarowe, byłem więc na miejscu o 5:45. Pracowałem jako pracownik i jednocześnie uczyłem się wieczorowo w Technikum Chłodniczym na kierunku elektronicznym. Zakład pracy w ówczesnym czasie wyrażał zgodę, aby w dni nauki pracownik mógł wychodzić o 1,5 godziny wcześniej z zakładu. Czas ten wykorzystywałem na dojazd do szkoły, która mieściła się na Grabówku. Ten czas był płacony przez zakład jak godziny pracy. Zajęcia odbywały się w poniedziałki, wtorki, czwartki i piątki. Nauka trwała trzy lata i kończyła się maturą. Udało mi się zakończyć naukę ze średnią 4,5. Zostałem skierowany na studia, ale z różnych przyczyn nie skorzystałem. Ukończyłem szkołę jako technik-elektronik - dodaje pan Jan.
Dzięki temu w pracy awansował, wynagrodzenie było powiązane z zaszeregowaniem, a on skoczył o poziom wyżej.

Powołanie do wojska



Technikum Chłodnicze pan Jan ukończył w czerwcu 1980 r. i na początku września został skierowany na badania do szpitala wojskowego w Elblągu. Badania lekarskie wykazały zmiany na dnie oka, co skutkowało dyskwalifikacją ze służby wojskowej w jednostkach wojsk radarowych. W ten sposób pan Jan trafił do Przasnysza do wojsk łączności.

- Od 1 listopada wróciłem do Unimoru, do Wydziału Przyrządów Pomiarowych, tam gdzie pracowałem, ale kierownik przydzielił mnie do innego stanowiska - był wakat w serwisie przyrządów pomiarowych - mówi pan Jan. - Te przyrządy też się psuły.
Przyrządy były różnej produkcji: radzieckiej, Siemens, Philips, Hiradasz Technika-Węgry, Wave-Tech z USA. Były ich setki. Trzeba było je naprawiać - także te przyrządy z produkcji wojskowej wymagały napraw.

Produkcja 4 tys. telewizorów dziennie




- Dopuszczono mnie do tego budynku i wydziału, ale moja przygoda z naprawą tych przyrządów wojskowych nie trwała długo. Byłem ściśle związany z naprawą przyrządów, które służyły do produkcji odbiorników telewizyjnych. Pracowałem w grupie czterech-pięciu osób, które zajmowały się obsługą produkcji. Wówczas z czterech taśm produkcyjnych schodziło z jednej zmiany ok. 500 odbiorników, a wszystko to razy cztery i razy dwie zmiany dawało 4 tys. odbiorników telewizyjnych dziennie - wylicza.
Każda usterka dłuższa niż 5 minut to był duży problem.

- My ponosiliśmy za to odpowiedzialność - czuliśmy to w premii. Tak więc organizowaliśmy sobie pracę, żeby to się nie zdarzało. Zawsze mieliśmy awaryjnie przygotowane dwa przyrządy, by można było je w razie czego szybko podmienić - wyjaśnia pan Jan.
Instrukcje techniczne do naprawy trzeba było tłumaczyć - te z rosyjskiego było łatwiej ogarnąć, ale i tak zabierało to trochę czasu.

- W pierwszym miesiącu udało mi się naprawiać trzy takie przyrządy, ale pod stołami, w różnych miejscach stało takich przyrządów 40. Było zagrożenie zatrzymania produkcji. Po pół roku większość była naprawiona przeze mnie - dodaje.
Linia produkcyjna przenośnych przenośnych odbiorników telewizyjnych Neptun 150. maj 1980 r. Linia produkcyjna przenośnych przenośnych odbiorników telewizyjnych Neptun 150. maj 1980 r.

Specyfika pracy



Każdy naprawiony przyrząd przez serwisanta w dziale przyrządów musiał iść do atestacji - to było sprawdzenie zgodnie z dokumentacją tego konkretnego przyrządu. Jeśli nie spełniał jakichś parametrów i tak wracał z powrotem do pana Jana.

- Do naprawy przyrządów miałem do dyspozycji sprzęt o jedną klasę gorszy niż ten, jakim dysponowała atestacja. Oni posiadali przyrządy o klasę lepsze, które podlegały sprawdzeniu przez Urząd Miar w Warszawie. Jedyna możliwość, jaka mi pozostawała, to dogadanie się z panią inżynier w atestacji, aby ustawić parametry na jej oprzyrządowaniu. I tak też robiłem - a potem z panią inżynier wypijało się kawę - śmieje się pan Jan.

Początek zmierzchu Unimoru



W serwisie pan Jan pracował do 1995 r. i wówczas zakład zaczął podupadać. Pracownicy się rotowali, załoga zaczęła się kurczyć.

- Zmieniali się dyrektorzy, naczelni. Nawet miałem sam propozycję objęcia kierowniczego stanowiska. Miałem odpowiadać za tzw. ZOF-y czyli Zakłady Obsługi Fabrycznej. Nie zdecydowałem się, bo to znaczyłoby długą rozłąkę z rodziną. ZOF-y znajdowały się na terenie całego kraju. Zaczęto kombinować i składać telewizory na lewo. Potrzeba było człowieka, który zrobiłby z tym porządek - wyjaśnia.
Pan Jan miał już wtedy zarejestrowaną działalność i naprawiał telewizory po godzinach dorabiając do pensji.

- Na wsiach to wszystko się naprawiało, i radia samochodowe, stacjonarne, i pastuchy do wypasu krów - mówi.
Milionowy odbiornik schodzi z taśmy produkcyjnej. 1968 r. Milionowy odbiornik schodzi z taśmy produkcyjnej. 1968 r.

Dorabianie po godzinach: PAL/SECAM



To był też czas sprowadzania telewizorów z Holandii i Niemiec z tzw. wystawek. Przyjeżdżały całe tiry z zepsutymi odbiornikami, które potem po naprawie były ponownie sprzedawane.

- Kolega prowadził taki biznes. Sprowadzał telewizory, a my naprawialiśmy. Wszystkie tego typu odbiorniki kolorowe miały system PAL, więc trzeba było je przestrajać na system SECAM. Polegało to na montażu transkodera lub dołożenie decodera SECAM, wówczas odbiornik mógł pracować w obu systemach. Fonia również była inna (5,5 MHz) - trzeba było dołożyć moduł (6,5 MHz). Brałem wtedy urlop. Trzy dni i trzy noce siedziałem tam w tym domu z kolegą i naprawialiśmy te telewizory i przestrajaliśmy, a potem szło się z powrotem do pracy - wspomina pan Jan.

Unimor w programie "Od przedszkola do Opola"



Jednym ze wspomnień pana Jana z tamtego czasu związanych z Unimorem jest program "Od przedszkola do Opola", który był nagrywany przez Telewizję Gdańsk. Program pierwotnie był realizowany na terenie Teatru Gdynia, a potem w Telewizji Gdańsk.

Nagranie programu Od przedszkola do Opola. Listopad 2004 r. Nagranie programu Od przedszkola do Opola. Listopad 2004 r.
- W realizacji tego programu pomagała mała część Unimoru, ponieważ częścią scenografii każdego odcinka była ściana monitorów, na której pokazywane były na końcu odcinka powtórki i głosowanie, które dziecko wygrało dany odcinek. Za montaż i nadzór nad poprawnym działaniem ściany monitorów (16 szt.) przez kilka lat odpowiedzialny byłem ja wraz kolegą. Ta ściana monitorów wraz z naszą obsługą była wypożyczana na inne imprezy okolicznościowe, takie jak na Jarmarku Dominikańskim, "Święto Ryby" w Słupsku, oraz "Bal Dżentelmena" w Gdyni - mówi pan Jan.
Z tych imprez pozostały dziś wspomnienia i sentyment.

Spółka córka, przenosiny na Morenę, ale nie na długo



W 1995 r. - powstała spółka-córka Unimoru i produkcja przeniosła się na Morenę - tam skierowano też pana Jana - jako serwisanta.

- W 1997 r. ściągnięto mnie z powrotem tutaj i wylądowałem jako główny specjalista do spraw magazynowych.

Praca na magazynie



Pan Jan pracował wtedy w budynku, gdzie dziś znajduje się jedna z siedzib Urzędu Marszałkowskiego.

- Magazyn to był jeden temat, a sprzedaż majątku to jeszcze inna sprawa. Musieliśmy jak najwięcej ugrać na sprzedaży tego co zostało. To wtedy zaczęły się już powoli początki deweloperki, którą dziś się tu zajmujemy. Musieliśmy wysprzedawać sprzęt. Sprzedawaliśmy w Polsce przyrządy pomiarowe, telewizory. Zajmowałem się wszystkim: sprzedażą, dokumentacją, raportowaniem - wymienia.
Z czasem jak się magazyny kurczyły w 2002 r. został powołany jako przedstawiciel załogi do Rady Nadzorczej Unimoru. Wtedy też został powołany nowy prezes Spółki.

- Wówczas w Unimorze pracowało już tylko 40-50 osób, sytuacja zakładu była tragiczna. Do 2014 r. byłem członkiem Rady Nadzorczej - mówi pan Jan.

Przenosiny na Budowlanych



W magazynie pan Jan pracował do 2006 r., wtedy spółka przeniosła się na ul. Budowlanych 38Mapka, ale bez niego.

- Ja jako jedyny pracowałem tutaj. Kompleks został na miejscu z wyjątkiem jednego budynku, który został sprzedany Stella Marris. Budynek urzędu skarbowego był wynajmowany - precyzuje.
W 2013 r. podjęto decyzję, że budynek przy Żabim Kruku 16 będzie gruntownie remontowany. W 2014 r. rozpoczęto prace przygotowawcze. Od 2016 r. jest na nowo użytkowany.

Pan Jan przed remontem pełnił funkcję administratora tych budynków.

  • Pan Jan po wyjaśnia jak kiedyś działal UNIMOR w budynkach, które dzisiaj pełnią inną funkcje.
  • Pan Jan po wyjaśnia jak kiedyś działal UNIMOR w budynkach, które dzisiaj pełnią inną funkcje.
  • Pan Jan po wyjaśnia jak kiedyś działal UNIMOR w budynkach, które dzisiaj pełnią inną funkcje.

Błogosławieństwo czy przekleństwo?



Pan Jan przyznaje, że choć nie planował tak długiej pracy w jednym zakładzie - bo czy można było wtedy to zaplanować? - to mówi wprost, że nie żałuje.

- Nie żałuję, że nie zmieniłem pracy, że nie podjąłem innych decyzji. Był taki moment kiedy zaczął się handel uliczny, żeby coś zmienić. Był kolega i chcieliśmy handlem się zająć - wtedy gdy na Rajskiej handlowało się miedzy innymi mięsem. Mieliśmy dogadane kupno żuka, ale zabrakło odwagi kiedy przyszło do transakcji. Żuk był potrzebny do handlu obwoźnego, by skupować od rolników i sprzedawać, a potem otworzyć sklep mięsny. Ale ostatecznie interes nie doszedł do skutku - opowiada.
Pod koniec sierpnia pan Jan przechodzi na emeryturę, ale... wraca 1 września, by podpisać nową umowę w tym samym miejscu pracy.

Unimor, kalendarium

1957 r. - utworzenie Przedsiębiorstwa Państwowego T-18 pod nazwą Gdańskie Zakłady Radiowe
1958 r. - rozpoczęcie produkcji biało-czarnych odbiorników telewizyjnych
1972 r. - zmiana nazwy na Gdańskie Zakłady Elektroniczne Unimor
1981 r. - Rozpoczęcie produkcji odbiorników telewizji kolorowej
1994 r. - przekształcenie Przedsiębiorstwa Państwowego w jednoosobową Spółkę Skarbu Państwa
1995-1997 r. - koniec działalności produkcyjnej
2010-2011 r. - przeniesienie pakietu 61,55 proc. akcji GZE Unimor S.A., których właścicielem był Skarb Państwa do Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., a następnie do MARS FIZ
2013 r. - rozpoczęcie wewnętrznych zmian organizacyjnych związanych z wejściem spółki w skład grupy MARS Real Estate
2014 r. - wdrożenie zmian statutowych rebranding marki: nazwa GZE Unimor S.A. została zastąpiona nową, Unimor Development S.A. nawiązującą bezpośrednio do charakteru prowadzonej działalności
2016 r. - ukończenie modernizacji i oddanie do użytkowania budynku Zefir przy ul. Żabi Kruk 16 w Gdańsku 2022 r. - przeniesienie pakietu 67,22 proc. akcji Unimor Development S.A. do Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A.

Miejsca

Opinie (145) 5 zablokowanych

  • A potem przyszły postkomuchy i z Solidaruchami zaczęli "prywatyzować" (4)

    tj. zarzynać co idzie zarżnąć z polskiej gospodarki, żeby absolutnie w UE za dużej konkurencji nie robiła. A młodzież bawi się teraz np. na stoczni - bo jest zabawa, jest super!

    • 23 0

    • Dokladnie tak te firmy miały gigantyczny potencjał przemysłowy ,No ale trzeba było je zaorać bo Polska mogła byc ogromna

      gdyby zrobiła tak jak obecne Chiny bo mogła produkować wszystko taniej Ale politycy dostali kase zzachowdu by wszystko rozkarasc i wyprzedac .A teraz pracowników Polaków nazywa sie Chinczykami europy

      • 10 0

    • Dzięki największemu niszczycielowi polskich zakładów pracy Januszowi Lewandowskiemu i Balcerowiczowi.u (1)

      Polskim firmom dowalano podatki a zagraniczne zwalniano z podatków. Likwidowano polskie firmy lub rozkładano na mniejsze i sprzedawano za grosze zagranicznym i nagle dyrektor stawał się właścicielem firmy. Zagraniczne firmy kupowały tylko po to żeby wyczyścić sobie rynek zbytu.

      • 10 0

      • tak było a miesiąc temu stare pryki wybrały tego padalca lewandowskiego do PE żeby zażywał emeryturki pod przysłowiową palmą za kilkanaście tysięcy ojro miesięcznie

        • 6 0

    • Podziękujmy Januszowi Lewandowskiemu za likwidację w Polsce ponad 300 zakładów pracy.

      Bo kepiej było śrubę docisnać panstwowemu zakładowi a dać ulgi i zwolnuenia z podatków takim jak Niemczycki z tym swoim Curtisem i Otake oraz jemu podobnym.

      • 1 0

  • Wiechu Topinambur

    Szacunek za to ,że to partii się Pan nie zapisał.
    Wielu takich było co dobrowolnie wstępowali w szeregi PZPR .

    • 12 2

  • Piękna historia. (1)

    Ludzie wiedzieli gdzie, dla kogo i po co pracują. Dziś koropracje rozmyły cel pracy, a w ostatnim etapie praca zdalna zniszczyła pozycję pracownika. Cieszymy się, że niby mamy swobodę, do czasu jak nam jednym kliknięciem odłączą firmową sieć. Co będziemy wspominali - awans z przedpokoju do kuchni na zdalnym? Ludzie z tamtych pokoleń nie mieli luksusów, mieli "małe" cele - awans społeczny, godność życia, rodzina. My dziś mamy wielkie cele - dom, chiński elektryk, fotka z Zanzibaru, sztuczny biust i wargi. Oni pracą oprócz swoich celów uzyskali dla nas wolność. My to wszystko oddaliśmy innym zaborcom za paciorki i świecidełka. Gratuluję Panu ciekawego życiorysu zawodowego.

    • 27 1

    • ...

      Kiedyś to było... Dziś już nic nie ma.

      • 1 1

  • Stare Dobre Czasy - w razie potrzeby i karabin był pod ręką i dwa `granata` w świątecznym ubraniu :))))))))) (1)

    W 1974 kiedy Pan Jan rozpoczynał pracę Polska zdobyła 3 miejsce na Mundialu - każdy wtedy chciał być Szarmachem, Grzesiem Loto, Gadochą albo Tomaszewskim :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))) Fajne wspominki z dzieciństwa i najważniejsze że bez politykowania :))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

    • 6 6

    • "poznać głupiego...

      po śmiechu jego..."

      Czasy nie były przyjemne, a nawet bardzo podobne do obecnych.
      Bo z jakiego powodu mielibyśmy się zmienić, my Polacy??!

      To był taki sam czas, braku kompetencji i kolesiostwa, bylejakości i olewania.
      Za lepszą trochę pracę czy dochody ludzi gotowi byli na pełną współpracę w każdym świństwie. Byle tylko wejść innym na plecy. Bohater artykułu do tego pociągu nie wsiadł a miał na tyle szczęścia, że majątek Unimoru był na tyle duży, że nie rozpłynął się w niewiadomym kierunku.

      Ale fakt, '70 był to okres największego skoku cywilizacyjnego tego kraju. Dopiero wejście do Unii może być porównywalne. A efektywnie było to trochę ponad 5 lat. Jednak w głowach ten skok jest znacznie mniejszy...

      Gdzie bylibyśmy teraz, gdyby nie 40 lat wojny ekonomicznej z połową świata?

      • 2 2

  • (2)

    Miałem "przyjemność" odbywać praktyki na Rzeźnickiej na początku lat '90 oraz chwilę później na taśmie produkcyjnej telewizorów Neptun 547 na Morenie, moim ambitnym zadaniem było przykręcanie transformatorów do obudowy telewizora. Na końcu taśmy stał pracownik jakości z jeszcze bardziej ambitnym zadaniem - gumowym młotkiem opukiwał telewizor i sprawdzał, czy przez to przestanie coś działać. Na Rzeźnickiej jako uczniowie mieliśmy dostęp do zastrzeżonej części zakładu, gdzie w wojskowych Starach montowane były radiostacje. Nie wiem, czy to już przez rozluźnienie restrykcji, czy po prostu nam wmawiano, że to ta zastrzeżona część. Na wyjściu z zakładu straż zakładowa sprawdzała, czy coś się nie wynosi, ale widziałem, jak pracownicy podawali pod zamkniętą bramą kolegom płytki drukowane. Na Morenie za to owinięte folią piloty do telewizorów, tzw "piórniki" wylatywały daleko przez płot. Ech te czasy, gdzie się wiecznie kradło w zakładach i wszyscy uważali to za normalność...

    • 9 3

    • tak, technicznie był to postęp...

      w głowach za to do dzisiaj niewiele się zmieniło.

      • 2 0

    • Kłamiesz młody. Łatwo teraz powielać kłamstwa lub plotki z tamtych lat.

      Zakład podkegał pod wojsko i byl bardzo mocno pilnowany, kontrole osobiste i wykrywacze metali. Wartownicy mieli budki wzdluż płotu i nie wolno było podchodzić do tegoż płotu. Elementy jak i podzespoły były przyjmowane za pokwitowaniem- musiałeś je przeliczać i sprawdzać czy na modułach nie brak elementów- i odpowiadałeś finansowo oraz "głową" za braki. Piloty były liczone co do sztuki i nie mogły przelatywać orzez płot, chyba że ukradłeś je pracownikowi lub koledze ze stanowiska pracy. Na Rzeznickiej np. okna które się otwierały na zewnątrz zakładu miały drobne siatki metalowe które wartownicy często sprawdzali. Mocno podkoloryzowałeś kolego pewnie dlatego żeby mieć czytalnosć komentarzy. A jeśli przykręcałeś trfo do obudowy to robiłeś przy tv czarno- białym na taśmie nr 1 lub 2 a nie kolorowym. Na samym końcu produkcji przy kontroli ostatecznej tv sprawdzano gumowym młotkiem tv dlatego aby sprawdzić czy elementy były dobrze przymocowane i przylutowane bo jeśli były np. przyluyowane ledwo ledwo przez agregat lutowniczy to takie walenie wykazało to. Tak samo mogła być płytka wadliwa z odklejoną sciezką albo rdzeń filtra mógł się ruszać co wplywało kładzeniem się obrazu lub braku synchronizacji. Mogły też być wadliwe trafa lub kondensatory dużej mocy. Neptun 547 nie miał przykręcanego transformatora do obudowy. Następny dowód że klamiesz. Moduł zasilania był mocowany w plastikowej ramce i w nią wciskany ba zaczepy. Jedyne elementy przykręcane w tym tv to byly uchwyty chasis płyty głównej oraz gniazda AV i RGB.

      • 0 0

  • w 1977r nie bylo pensji 200zl.

    raczej 2000zl na poczatek

    • 12 0

  • dekady minęły a firma pod nadzorem służb i wojska nadal :)

    zdrowia Panie Janku

    • 6 1

  • Dramat, co z tym krajem zrobiła POstkomuna.

    Najpierw pakt w Magdalence, POtem grabież majątku państwowego. "prywatyzacja" metodą na bankructwo i wyprzedaż za czapkę gruszek. Do dzisiaj winowajcy nadstawiają garby do POklepania wdzięcznym beneficjentom w Brukseli. A najgorsze jest to, że hydra wróciła i dalej demoluje państwo.

    • 21 12

  • To byly inne czasy!

    Skoro ma Pan sie ochote pracowac to czemu nie? Sama pracowalam w ostatniej firmie 36lat i pewnie gdyby nie bylo centralizacji i likwidacji stanowisk pracowalabym do emerytury.Pamietam ,jak bylo trudno poszukac kolejnej pracy i znalezc sie w nowej rzeczywistosci... Gratuluje i zycze duzo zdrowia i dalszej wytrwalosci!!!

    • 11 0

  • a to dobre sobie jest specjalista administracyjno technicznym hahah a sprzataczka jest obecnie szefem administracyjno (1)

    szefem administracyjno higienicznym powierzchni plaskich :)
    Czym tu sie chwalic? Doprowadzili do upadku najlepsza firme w Polsce i zamienili jak na deweloperskiego klocka!!
    Przeszedł na emeryture i zostal stróżem w budynku by sobie dorabiac bo ledwo starcza na utrzymanie!
    Ta historia jest swietnym przykladem ze ludzie w Polsce sa bezrozumni Zamienili PRL na PRL bis tylko w gorszym wydaniu,gdzie im wiekszy cwaniak i złodziej tym wiecej sie dorabia a zyski najwieksze sa na dojeniu biedaków bo tych jest najwiecej.I naturalnie w Gdańskiej republice deweloperów jedyne co sie oplaca to deweloperka.

    • 18 3

    • Gorzej, zamienili PRL na RP-bis.

      • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane