- 1 Zamkną przystanek SKM na pół roku (92 opinie)
- 2 Ruszył rozruch spalarni na Szadółkach (181 opinii)
- 3 Nawałnica wycięła spory kawałek lasu (164 opinie)
- 4 Szybszy koniec remontu Niepołomickiej (40 opinii)
- 5 Kiedyś to było... można utonąć (41 opinii)
- 6 Nowe życie dawnej szkoły w Brzeźnie (80 opinii)
Chory kormoran sam "zgłosił się" do szpitala
Młody kormoran miał poważnie zranione skrzydło i nie mógł wzbić się w powietrze. Przydreptał więc na teren Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i wszedł do... poczekalni, w której pacjenci oczekują na rejestrację. Pomimo najszczerszych chęci nie udało mu się dostać do ortopedy, ale jego wysiłek nie poszedł na marne. Wezwani na miejsce strażnicy miejscy odwieźli skrzydlatego przybysza do weterynarza.
- Strażnicy znaleźli go, gdy spacerował między autami. Ptak najprawdopodobniej miał uszkodzone skrzydło. Świadkowie mówili, że mimo licznych prób nie udało mu wzbić się w powietrze. Widać było, że jest wycieńczony - relacjonuje Wojciech Siółkowski, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Gdańsku.
W pewnym momencie, kormoran miał już dość kluczenia w labiryncie samochodów i wyszedł wprost na jezdnię. Mundurowi stanęli na wysokości zadania i bez wahania wstrzymali na niej ruch pojazdów. Tymczasem zraniony ptak podjął ostatnią próbę wzbicia się w przestworza.
Weterynarze w Trójmieście
Jednak po przeleceniu zaledwie ok. 30 m znalazł się z powrotem na ziemi, a dokładnie przy wejściu do jednego ze szpitalnych budynków GUM-edu. "Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły", zrezygnowany kormoran najwyraźniej zrozumiał, że nie obejdzie się bez wizyty u specjalisty.
W związku z tym - zgodnie zresztą ze szpitalnym regulaminem - wmaszerował pewnym krokiem do... poczekalni, w której mieści się rejestracja pacjentów. Niestety, już choćby brak PESEL-u czy ubezpieczenia uniemożliwiły umówienie się na wizytę. Na szczęście, w międzyczasie pojawili się strażnicy miejscy, którym udało się wreszcie złapać kormorana, a następnie przekierować go do odpowiedniego lekarza.
- Przy użyciu pożyczonego koca strażnicy schwytali kormorana i kilkanaście minut później przekazali go przybyłemu na miejsce pracownikowi specjalistycznej lecznicy - uzupełnia Siółkowski.
Miejsca
Opinie (191) 2 zablokowane
-
2018-07-06 16:13
Na SORze czekały 8 godzin, farciarz.
- 14 0
-
2018-07-06 16:17
podludzie w ankiecie
4% udzieliło odpowiedzi "nie, bo nie zrobiło to na mnie wrażenia"
brawo za empatię- 27 5
-
2018-07-06 16:27
co na to nfz?
- 7 1
-
2018-07-06 16:27
Miło przeczytać artykuł napisany tak lekko i zabawnie. Oby więcej takich.
- 33 3
-
2018-07-06 16:28
;)
Kormoran mądrzejszy od kaczora z chorym kolanem.
- 18 11
-
2018-07-06 16:28
Wruszający incydent
Okoliczności niespotykane
- 19 1
-
2018-07-06 16:32
Fajna Historia (1)
Aż się uśmiechnąłem sam do siebie po ciężkim dniu, ale to przytrzymanie kocem na ziemi trochę bez sensu, oby mu pomogli i wyzdrowiał!
- 21 4
-
2018-07-06 20:49
Zawsze trzeba znaleźć jakieś "ale"?
Opowiedz, jak ty byś zrobił to lepiej...
- 5 0
-
2018-07-06 16:39
I co dalej?
Liczę na ciąg dalszy tej historii.
- 18 1
-
2018-07-06 16:50
Oby weterynarz pomogl
- 13 1
-
2018-07-06 16:50
Ortopeda haha
Marzenie nie jednej istoty
- 13 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.